piątek, 16 grudnia 2011

Pierwszy na polskiej liście


... to brzmi :) Zawsze coś :) Od wczoraj jestem najlepszym zawodnikiem z Polski na liście rankingowej chess.com w kat. szachów Fischera :) Nie wiadomo jak długo to potrwa ... ale przy tych wszystkich przeciwnościach, które mnie spotykają, trzeba się cieszyć chociaż takimi drobiazgami :)

czwartek, 15 grudnia 2011

Krótkie dni

Już wyjąłem z portfela kartę kredytową aby opłacić złoty abonament na chess.com i móc rozwiązywać więcej zadań i przeglądać bazy otwarć ... Już mam płacić a tam patrzę i ... złote konto już nie ma tych usług, trzeba by wykupić platynowe prawie 2 razy droższe, trochę mnie to wkurzyło i zrezygnowałem, zostaję przy darmowym koncie. Od wczoraj chodzi za mną piosenka Gotye

... jeszcze link do tekstu http://www.tekstowo.pl/piosenka,gotye,somebody_that_i_used_to_know.html

Wychowankowie ... przeciętnie

10 grudnia pojechałem wraz z moimi uczniami na finał wojewódzki SZS szachów indywidualnych do Poznania. Niestety nie poszło im za dobrze. Wszyscy zdobyli tylko po 3 punkty (na 9). Magda Wróblewska ostatnio wzięła się do roboty zaczęła grać na chess.com i czuję że stać ją na przyzwoity wynik w granicach 5 punktów ... ale miała pecha. Patryk Bochna spodziewałem się 4,5 bo już dużo widzi ... ale mało trenuje. Adrian Urban - od niego spodziewałem się najmniej bo był to jego debiut i gra ... po swojemu ale jeszcze nie wszystko widzi.
Szkoda.

niedziela, 20 listopada 2011

Dobry impuls

Zastanawiałem się jak zatytułować ten wpis ... Np. "co nas nie zabije to nas wzmocni ale nie dla wszystkich". Generalnie chodzi o turniej, który przeprowadziłem 18 listopada. Dla mnie wygodna jest formuła grania w jednej grupie i jeszcze większego "podkręcania" poziomu. Jednak tym razem rozdzieliłem rozgrywki dziewcząt i chłopców, zwłaszcza że były ku temu sprzyjające warunki. Turniej a właściwie turnieje wypadły ... świetnie ... młodzież się podkręciła, bo zawsze to co dwa pierwsze miejsca, to nie jedno :) Jak po turnieju rozmawiałem z ojcami zwyciężczyń, to mówili że córki były zachwycone turniejem. Zresztą moje zawodniczki, mimo że zajęły dalsze miejsca też pytały się "kiedy będzie następny turniej?" - takie zachowania bardzo podnoszą moje "morale" i powodują, że człowiekowi zaczyna się chcieć. Jest szansa, iż nastąpi "odbicie od dna" wągrowieckich szachów, że wreszcie coś się ruszy, gdy to pokolenie, z tego turnieju zacznie grać. Prawie połowa z tych zawodników to moi uczniowie. We wtorek jadę do Wągrowca i ... Spodziewam się, że tam będzie właśnie to "dno" o którym pisałem tzn. najniższa frekwencja w dotychczasowej historii tych rozgrywek. O ile w kat. sp wywalczyłem tylko jeden awans, to w gim spodziewam się przynajmniej dwóch, co w rezultacie da normę czyli troje.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Apple daje Lwa


Wreszcie Apple zaczyna coś dawać edukatorom. Od godziny 18-ej jest do pobrania Lion. Serwer eduapple prawie już nie działa (jeszcze można przez ftp ściągnąć to co się tam włożyło) poczta na tym serwerze też już ledwie dycha. Jobs już odszedł na zawsze, wczoraj nawet na religia.tv oglądałem program gdzie tłumaczono dzieciom, co jest symbolem grzechu? otóż symbolem grzechu jest ... jabłko a dokładniej nadgryzione jabłko ... hmmm daje do myślenia :) Oprócz Lion'a dają kilka innych programów, miedzy innymi Bento na iPada ale ten program to już zakupiłem i co mi teraz po zakupie. Lion jest pewnie duży, bo przez ponad pół godziny pasek postępu dopiero drgnął. Nie jestem pewien, czy do rana się ściągnie a na wszelki wypadek muszę jeszcze pare dodatkowych GB miejsca przygotować.(a jednak nie - spojrzałem na obrazek i zobaczyłem 3,53GB czyli jeszcze znośnie)

niedziela, 6 listopada 2011

Z Rogoźna "na tarczy"

Dużo sobie obiecywałem po tym turnieju, myślałem że mam formę. Na dodatek na sali nie pojawili się stali bywalcy tzn. Szopieraj, Czech i paru innych. Ostatecznie wystartowało tylko 20 zawodników. Jednak było ciężko. Pierwsza ładnie z Marchwickim, trzymał się długo mocno ale nie wytrzymał i ładnie wygrałem. Druga z juniorem - oddawał piony ja brałem i gdyby się przyłożył to mógłby zdobyć figurę ale zaczął odbijać piony i posypało mu się. Już było dobrze i pierwsza deska i partia z Ruczyńskim Krzysztofem, który gra wyczekująco "na kontrę" ale udało mi się zdobyć inicjatywę, ba udało mi się uzyskać wygraną pozycję i co ... i czasu zwyczajnie zabrakło. Jak to zwykle bywa Caissa się ode mnie odwróciła, w następnej partii, z (starszym) juniorem w partii hiszpańskiej nie biorę piona, którego się bierze bo bałem się ostrego wariantu i po kilku posunięciach daję sobie związać figurę i już tylko 2 z 4. Następna partia z będącym wciąż w świetnej formie ponad 80-letnim Bogdanem Dahlke. Zagrał obronę francuską i skupił się na skrzydle hetmańskim a mata dostał na królewskim. Kolejna partia to mój bardzo niewygodny przeciwnik Pogorzelski - gra moim zdaniem szachy niezbyt ciekawe ale skuteczne, ostatecznie to on wygrał ten turniej, jego regułą jest posiadanie lepszego czasu jeszcze nie widziałem, by z kimkolwiek miał gorszy czas. Myślę że w partii z klasycznym czasem lub przynajmniej z dodawanym czasem ograłbym go spokojnie ale w Rogoźnie przegrałem. Przedostatnia partia z Heniem Abrahamem, zagrał gambit królewski, nawet udało mu się wyjść równo z debiutu i zaproponował remis ale nie przyjąłem i jednak się pogubił. Zatem z seniorami z Rogoźna poszło mi elegancko, wszystkich ograłem. Ostatnia partia z jedynką z Murowanej Gośliny -Szymańskim, zagrał orangutana i grałem swoje niestety nie policzyłem dobrze jednego wariantu a przeciwnik zauważył lukę. Ostatecznie 5 punktów, 8-e miejsce, kiepsko ... a miało być tak dobrze. Moi juniorzy też kiepsko - drugi i trzeci od końca , Adrian 1 punkt, Kamil 2,5 ale przynajmniej się ograli. Za to wieczorny trening biegowy poszedł mi świetnie, biegało mi się bardzo dobrze, 12 km zrobiłem w godzinkę i cztery minuty, ostatnie kółko w 4,5 minuty.

niedziela, 23 października 2011

Tylko trzeci


Kolejny raz zmarnowałem szansę na zwycięstwo w Mistrzostwach Powiatu. Pierwsze dwie partie poszły łatwo -wiadomo ze słabymi zawodnikami. W trzeciej trafiłem na Przemka Hoffmana było równo a nawet miał izolowanego pionka na linii a gdzie stała moja wieża i zanosiło się że go wezmę ale to Przemek zabrał mi wcześniej pionka ostaecznie doszło do wieżówki, która była remisowa ale on koniecznie chciał wygrać i przegrał. W czwartej trafiłem na Żurowskiego z jego skandynawską i zagrałem zbyt pasywnie, dostał inicjatywę i wygrał na czas (ale i tak miał lepszą). Później trafiłem na Krzysztofa Okoniewskiego i w obronie francuskiej widząc groźbę złapania mojego hetmana poszedłem na komplikacje zamiast wykonać spokojny ubezpieczający ruch, w rezultacie oddałem figurę za dwa piony z dużymi szansami na marsz pionów i on pozwolił na to. Trochę za dużo zmarnowałem czasu przy tamtej kombinacji i zaczęło być gorąco ale intuicja podpowiedziała mi jak ustawić końcówkę. On musiał oddać skoczka za piona i mimo że był niby bliżej pionów to okazało się że był dalej bo musiał więcej obchodzić. Ostatecznie udało się wygrać. Następnie był junior Ślusarczyk, który dzielnie stawiał opór ale już w wieżówce z pionem mniej pozwolił sobie zamknąć wieżę w pasywnej pozycji i udało się wygrać. Kolejna partia była moją najlepszą. Krzysztof Szwon tradycyjnie zagrał obronę Aljechina i nie szedł na uproszczenia i udało mi się wygrać w naprawdę pięknym stylu. Wszystko poszło idealnie ale po partii Krzysztof stwierdził że powinien święcić hetmana za gońca i rzeczywiście kto wie. Miałby na pewno przegraną ale ja miałem tylko 3 minuty i kto wie, czy bym się nie pogubił. Jednak moją grę w tej partii oceniam naprawdę bardzo dobrze. W kolejnej rundzie trafiłem na Przemka Sydowa (kolejnego trudnego przeciwnika). Zagrał obronę sycylijską, ja próbowałem upraszczać, on oczywiście uciekał. Ostatecznie znalazłem dobry plan i wyłączyłem jego gońca z gry i moim zdaniem uzyskałem lepszą pozycję. Przemek oczywiście próbował komplikować i udało mu się doprowadzić do mojej przegranej na czas ale na szachownicy nie było źle. Ostatnia runda z Lechem Schneiderem - grał spokojnie ale dość szybko. Pozwolił sobie nawet zdwoić piony w centrum. Za chwilę jednego z nich zdobyłem i zacząłem wymieniać i uzyskałem wygraną pozycję ale na zegarze już tylko resztki. Nie chciał przyjąć remisu - sam mówił że będzie bezczelny i zagra na czas. Jednak w wieżówce pochopnie wymienił wieże i uzyskał już tylko przegraną pozycję. Ja w nerwach jeszcze raz zaproponowałem remis i wtedy przyjął. Szkoda, bo gdyby nie przyjął, to raczej bym zdążył. Ostatecznie 6,5 pkt. (Szwon 7,5 Sydow 7) nawet wygrana dawała mi tylko trzecie miejsce. Kolejny raz nie udało się wygrać tego turnieju ale ... było zupełnie przyzwoicie. Znów rok czekania na szansę na pełny sukces, podobnie jak w maratonie.

wtorek, 18 października 2011

Przypadki


"Odkryłem" Jana Kondraka ... na XII Maratonie Poznańskim, biegłem kilka kilometrów tuż za nim (nie wiedząc kim jest), dopiero oglądając zdjęcia zauważyłem jego numer startowy, sprawdziłem na liście wyników, sprawdziłem w internecie i ... pełne zaskoczenie ... i wielki szacunek. Brawo ... Janie!

niedziela, 16 października 2011

Trochę lepiej ... ale i tak się nie udało



Nie chce mi się teraz opisywać ale sobie zapiszę. Nie pomogły nowinki technologiczne: buty, skarpety, sok z larw szerszenia. Właściwie to było dobrze do 35 km, tam minęli mnie pacemakerzy na 4:00 i niestety nie zdołałem dotrzymać im kroku. Wystartowałem z grupą na 4:00 biegłem z nimi 5 km i ... Postanowiłem ich wyprzedzić, w najlepszym momencie miałem ponad 3 min nadwyżki nad planowanym tempem. Psychicznie "przegrałem" na 35. gdy nic nie zmobilizowało mnie do trzymania tempa biegu. Po biegu wszystko wydaje się proste ale jak się biegnie to inna para kaloszy. Ostatecznie 4:09:04 brutto, 4:07:31 netto, czyli ponad 15 minut lepiej niż w ubiegłym roku ale jeszcze 10 minut zabrakło do pełni szczęścia.

niedziela, 9 października 2011

Tydzień do MP i 2 do MP w Szachach

Do XII Maratonu Poznańskiego został tylko tydzień. Biegałem teraz mało i powoli aby nabierać sił, teraz praktycznie mógłbym zrezygnować całkowicie ale trochę jeszcze może potruchtam z Ewą. Jeszcze "mocy" nie czuję ale już mi przychodzi do głowy aby może spróbować pobiec szybciej tak na 3:45 albo jeszcze lepiej a przecież 3:59 też będzie dużym (olbrzymim) postępem. Maraton rzeczywiście rozgrywa się w głowie i skoro lata już nie te a treningowych lat jeszcze nie za wiele, to trzeba się opamiętać, żeby nie zmarnować tego na co się pracowało praktycznie rok. Cały czas mam nadzieję, że pogoda dopisze. Wiele imprez biegowych w tym roku w Polsce miało kiepską pogodę, to daje szansę, że w Poznaniu będzie ... chociaż przeciętnie - widziałem prognozy o 20 stopniach ale to jeszcze by uszło. Spokój, spokój i jeszcze raz spokój! Za dwa tygodnie Mistrzostwa Powiatu w Szachach (dawniej bywały w okolicy 11.11 ale ze względu na obowiązki reprezentacyjne starosta woli mieć to już za sobą). Tam też potrzebny będzie spokój! Nigdy nie udało mi się wygrać tych mistrzostw, bo nie potrafiłem sobie poradzić z emocjami. Na chess.com długo udawało mi się utrzymać na poziomie powyżyj 2100 ale ostatnio spadłem niestety.
Jednak teraz trzeba myśleć o maratonie, szachy później.

sobota, 1 października 2011

Ostatnia połówka ... przed XII MP

Właściwie to było nawet 25 km, czas połówki 1:59, czyli tak jak powinno być, chociaż ... sam już nie wiem (a tyle lat biegam). Wszelkie wskazówki taktyczne na maratony, mówią aby pierwszą połówkę zrobić wolniej a na drugiej przyspieszyć, no wyjątkiem są może te teorie, które każą biec cały czas równo np. za peacemakerami. Jednak jak się wejdzie się na stronę kalkulatora, to ... tu, po wpisaniu wyniku widać, że naukowcy przewidują spadek tempa. Teoretycznie biegłem sobie po 5:40 a kalkulator przewiduje, że skoro tak biegłem to skończę z tempem ok 6:05 i bądź tu mądry. Gdy zacząłem to biegło mi się nawet ciężko, pierwszy km zrobiłem w 5:45 a drugi nawet w ponad 6 ... wprawdzie nie miałem problemów by przyspieszyć ale wręcz było dla mnie dziwne to niskie tempo. Ostatecznie pierwszą piątkę zrobiłem w 29:30, drugą w 29:00, trzecią w 28:00, czwartą w 28:00 i piątą w 27:30. Kończąc miałem dobre samopoczucie - gotów byłem kontynuować bieg w takim tempie ale, czy wytrzymałbym do 42 km? To okaże się za 2 tygodnie. Nadchodzący tydzień będzie już wyciszaniem organizmu - góra 40 km (w tym tygodniu) a w ostatnim tygodniu już tylko rozruchy i ładowanie akumulatorów.

poniedziałek, 26 września 2011

Szachy czas zacząć

Pierwszy miesiąc roku szkolnego już prawie minął a na blogu same wpisy "biegowe". W piątek rozpoczęła działalność szkółka szachowa w GOKu. Przyszła ... jedna (!) dziewczyna z gimnazjum. Czy będzie chodziła? To się okaże. Nie dotarli bracia, którzy uczęszczali w ubiegłym roku szkolnym ale może tylko teraz im nie pasowało, bo mama przysłała sms-a z zapytaniem o godzinę zajęć. W szkole w Wapnie odbyły się już 2 kółka i tam z gimnazjalistami nie będzie problemu ... ale podstawówce niezbyt pasuje.
Zadania szachowe drukuję ... ale korzystam z zestawów ubiegłorocznych (Kamil Sikorski poznał, czyli ma pamięć).

Skarpety dotarły


Teoretycznie na dystansie maratonu bieganym w tempie ok.4h powinny poprawić czas o ok. 10 minut ... i dodatkowo lepsze samopoczucie i brak zakwasów, czyli same plusy. Zobaczymy. Mizuno są 3 razy tańsze od CEP'ów ale myśle, że nie są trzy razy gorsze. W każdym po pierwszym założeniu sprawiają bardzo dobre wrażenie. Oczywiście trezeba je jeszcze wypróbować.

sobota, 24 września 2011

Ściana jednak była

Prawdopodobnie to ostatnie długie wybieganie przed Poznaniem, no może jeszcze za tydzień jak będzie pogoda. W biomach na nogach, napojony sokiem z larw szerszeni (Hornet Juice) wyruszyłem z optymizmem ok. 9:30 na swoją zwyczajową trasę. Zacząłem spokojnie - pierwsza dyszka 56:40, druga dyszka podobnie i jeszcze kilka sekund nadrobiłem. Po drugiej dyszce spożyłem drugą saszetkę Hornet Juice. Do trzeciej dyszki wyruszyłem z optymizmem, (teoretycznie tak powinno być na maratonie) wydawało mi się, że na każdym kilometrze urywałem jeszcze po parę sekund i z robiłem ją rzeczywiście najszybciej 56:15 ale po trzeciej dyszce nie zatrzymałem się w domu na popicie i na banana lub marsa. 31. km zrobiłem chyba jeszcze szybciej (może za szybko) i poczułem, że tętno mi podskoczyło - wtedy zrozumiałem, iż nie uda mi się raczej zrobić planowanych 36 km. Ostatecznie dobiegłem do 33 km (czas 3:08). Z kalkulatora wychodzi, że nie udałoby się złamać 4h. Przeszedłem do marszu, chwilami jeszcze próbowałem pobiec ale czekałem aż tętno się uspokoi. Na 35 km już więcej truchtałem nastawiając się na "atak" na 36. km. Zebrałem jeszcze tyle sił, aby zrobić ten ostatni km w czasie poniżej 6 min, było 5:45 i tętno nie podskakiwało, czyli teoretycznie mógłbym tak biec. Prawdopodobnie zgubiło mnie to przyspieszenie po 30 km bez "podładowania" energii. Nie mam żadnych zastrzeżeń do biom-ów, biega się ok. Niestety trochę mocno wiało, podobnie jak tydzień temu w Gnieźnie. Słońca też było troszeczkę za dużo (lepiej gdyby było za chmurami). Na wadze straciłem ok 3,5-4 kg (podczas tego biegu). Hornet Juice jest dobry w smaku, coś jak oranżada z dawnych lat, myślę że pomógł, bo była to chyba pierwsza trzydziestka przebiegnięta poniżej 3h ale nie ma co liczyć, że to wystarczy aby złamać 4h. W poniedziałek spodziewam się ostatniego już oręża w walce o sukces, czyli skarpet kompreyjnych, dzięki którym podobno można nadrobić nawet do 10 minut w maratonie. To już by starczyło, aby złamać te 4h. :-)

czwartek, 22 września 2011

Drugi trening i rekord

Dzisiaj pies ugryzł Jakuba i było zamieszanie (wyjazd do Wągrowca), prawdopodobnie wszystko dobrze się skończy, pies był szczepiony ale .... Ewa zrezygnowała z treningu więc pobiegłem sam. Zacząłem normalnie a okazało się, że zegarek pokazał 5:10 zatem postanowiłem utrzymywać tempo a okazywało się, że biegłem co raz szybciej, od trzeciego kółka poniżej 5 minut i czułem jeszcze zapas :) Jednak to była moja pora - już prawie ciemno, prawie bezwietrznie temperatura znakomita. Oatatecznie 10 km w 48:45 ot tak sobie przypadkowy rekord, zupełnie niezamierzony. Te biom-y mi leżą! Dobrze mi się w nich biega! Hornet Juice dotarł, w sobotę ma być ładna pogoda ... zatem będzie się działo :)

wtorek, 20 września 2011

Pierwszy trening w biomach

Tak jak zamierzałem, pobiegłem. Tym razem z Ewą - osiem kółek po 5:30, wszystkie równo. Ja na koniec zrobiłem sobie jeszcze jedno kółko w 4:10. Wrażenia - te buty po prostu świetnie leżą, są super wygodne a ten miesięczny cykl przygotowawczy, żeby nauczyć się w nich biegać, to według mnie ściema marketingowa. Przypomina mi instrukcję do orbitreka, którego kupiliśmy kilkanaście lat temu i było tam napisane, aby nie przekraczać na początku 12 minut treningu, bo oni nie odpowiadają jak się coś stanie. Jeśli pogoda będzie dobra, to w sobotę planuję w nich zrobić przynajmniej 30 km. Odezwała się też firma od HornetJuice zatem może będzie szansa wypróbować i ten patent.

poniedziałek, 19 września 2011

Nowa broń - BIOM!


Szukałem, szukałem, ... aż znalazłem, co prawda wolałbym w wersji B (dla wolniejszych biegaczy) ale może wersja A mnie zmobilizuje, aby biegać szybciej! Trafiłem przypadkiem na Allegro, ostatecznie nie było tak tanio, w tym wypadku pół ceny to cena przeciętnych dobrych butów. Pobiegnę dopiero jutro ale już po założeniu uczucie jest super. Tyle się o nich naczytałem, że np. przez miesiąc trzeba się przyzwyczajać stopniowo, bo biega się inaczej i mięśnie mogą boleć. Jednak przecież ja już dawno próbowałem spadać całą stopą, zatem mam nadzieję, iż w moim przypadku pójdzie gładko. W każdym razie myślałem, że nie będę ich zakładać na Maraton Poznański a jak je założyłem na nogi to zmieniłem zdanie. Zobaczymy jak będzie jutro na pierwszym treningu :) Jak pójdzie dobrze, to pobiegnę w nich w Poznaniu. Teraz jeszcze myślę o długich skarpetach (a właściwie podkolanówkach) kompresyjnych ale chyba nie CEP (cena prawie 200 zł) a raczej o jakimś modelu Kalenji za ok. 50 zł (tylko!!!) no i jeszcze przymierzam się do HornetJuice (ale sklep mi nie odpisuje).

sobota, 17 września 2011

34 Bieg Lechitów w Gnieźnie


Hmmmm..... godzina 15-a, to nie jest mój typowy czas do biegania ale nie ja o tym decyduję. Bieg fajny, wynik taki sobie 1:56:40 (1:57:04 brutto), miało być 5 minut szybciej (dokładnie to 7). Temperatura znośna 19-20 stopni, lepiej gdyby było chłodniej, ale wiatr był trochę mocny i na ogół przeciwny. Nawet Maciej Łucyk, który zajął II miejsce mówił, że łatwo nie było (to tak na pocieszenie). Trasa w Pile jest moim zdaniem o wiele łatwiejsza ... i jeszcze te mijanki z samochodami. Cóż ...pierwsze 10 km w 53 min nawet dobrze ale później był ten wiatr, na pocieszenie - nie musiałem przechodzić do marszu ... brakowało mi "peacemakerów" :) No i te górki, niby krótkie ale dużo. Mikołaj Łosiak mijał mnie dopiero na 20-tym kilometrze ale nie zabrałem się z nim.
---
Okazuje się, że to nie Mikołaj mnie mijał (bo wcale nie biegł), ... po prostu zagadnął do mnie ktoś, kto był podobny trochę do Mikołaja :)

niedziela, 11 września 2011

Półmaraton w bawełnie

Okazuje się, że można biegać również w bawełnianych koszulkach. Dawniej przecież biegano właśnie w bawełnianych. Ja przez te kilka lat przyzwyczaiłem się już do koszulek technologicznych. Jednak przecież nawet na wielkich, poważnych biegach widać zawodników startujących w bawełnianych koszulkach, chociażby zawodnicy Wapno.info :) Gdy skończyłem bieg koszulka była niesamowicie mokra, zwłaszcza na plecach ale nigdzie nia miałem obtarć zatem nie było tak źle. Czas całkiem przyzwoity 1:54. Za tydzień półmaraton w Gnieźnie - celem będzie zmieszczenie się poniżej 1:50

niedziela, 4 września 2011

Zamiast do Piły, do Paryża!


"Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma!" W ramach oszczędności "odpuściłem pólmaraton w Pile (wpisowe+dojazd+...= ok. 200 zł) i pobiegłem sobie pólmaraton moją trasą przez Paryż do Sielca. Przy tablicy z napisem "Paryż" spotkałem nawet kilka samochodów fanklubu Citroena (prawdopodobnie), którzy robili sobie zdjęcia przy tablicy, dokleili tam nawet swoją naklejkę z napisem "Paris", stali prawdopodobnie według "starszeństwa" i na początku był egzemplarz z pewnością przedwojenny, była również "cytryna" i inne charakterystyczne. Jak wracałem, to już ich nie było. Prawdopodobnie za szybko zacząłem, na 3 km miałem czas 14:50 czyli każdy km poniżej 5 minut i już myślałem o pobiciu mojego rekordu na 10 km przy okazji biegnięcia pólmaratonu ale już od minięcia "cytryniarzy" zaczęło być gorzej i zacząłem tracić na każdym kilometrze. Ostatecznie 10 km zrobiłem w 53 minuty i to by było ok ale lepiej gdybym od początku zrobił to równym tempem. Oczywiście druga dycha poszła już gorzej, bo 57 minut no i końcówka w 5:20. Razem daje to czas 1:55:20 czyli nawet gorszy, niż w ubiegłym roku w Pile gdzie końcówkę pokonywałem chwilami maszerując. Dzisiaj wszystko przebiegłem i pewnie jestem w stanie zejść do 1:50 ale oczywiście nie jest to takie proste. Do MP zostało 6 tygodni, do półmaratonu w Gnieźnie 2 tygodnie, byle tak trzymać i delikatnie podkręcać. Na chess.com też średnio ale przyzwoicie, na treningu taktycznym cały czas utrzymuję się w przedziale 2100-2200.

wtorek, 23 sierpnia 2011

"Ale fest jade a nie moge dogunić"

Tak powiedział dzisiaj starszy człowiek jadąc na rowerze, gdy mnie mijał na 9-ym kilometrze. Wtedy pomyślałem sobie, że gdybym biegł tylko 10 km, to by mnie wcale nie minął, taki byłem nastawiony psychicznie ale ponieważ planowałem sobie dzisiaj 35 km zatem odpuściłem przyspieszenie. Pierwsza dyszka to 57:20 czyli idealne (dla mnie) tempo maratonu. Druga dyszka też minęła spokojnie tylko troszkę wolniej 58:05 ale do zaakceptowania ale optymizm był duży. Tak duży, iż zaczynając trzecią ddyszkę nastawiony byłem na zrobienie dodatkowej piątki bez zbaczania do domu po picie. Cóż się jednak stało? Na 28-ym kilometrze odechciało mi się już robienia dodatkowych 5-iu. Na 29-ym ... spasowałem i przeszedłem do marszu. Słońce już dosyć mocno świeciło i się przestraszyłem, prawdopodobnie dobiegłbym ten ostatni kilometr i miałbym trzecią dyszkę w godzinę, czyli ponad 2 minuty wolniej ale wolałem nie ryzykować i nie kusić losu. Czyli "ściana" przyszła, czyli trzeba jednak trenować, to łamamie 35 km i wtedy można myśleć o złamani 4h ... a przez 2,5 h wszystko wydawało się takie proste...
W każdym razie dzisiaj przekroczyłem 1000 km w tym roku! Chociaż nie było to w najlepszym stylu, to wypada się cieszyć :)

niedziela, 14 sierpnia 2011

Nie jest łatwo zdobyć 6 punktów

Tym razem w turnieju "Lato na Pałukach" wystartowało 50 szachistów ... (dużo) Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Zdobyłem 5,5 pkt. - satysfakcjonowałoby mnie 6 :) zatem znów niedosyt. Pierwszą partię przegrałem z Marchwickim (z Rogoźna), nie działo się nic szczególnego ... do momentu jak podstawiłem wieżę. Później były 3 zwycięstwa, następnie trafiłem na Przemka Sydowa i grałem symetrycznie chyba z 10 posunięć, remisu nie chciał, kontrszanse stworzyłem ale ... przegrałem. Następnie była szczęśliwa wygrana z 80-letnim Bogdanem Dahlke z Rogoźna - zrobiłem intuicyjne poświęcenie jakości i niestety nic z tego nie wyszło tzn. może w długiej partii by wyszło, ale w 15-ce atak się rozleciał i wygrałem tylko szczęśliwie na czas. Za to w następnej Caissa się zemściła na mnie było odwrotnie - ja z Banachem (z Gniezna) uzyskałem już kompletnie wygraną partię ale to mi spadł czas. W przedostatniej grałem z Heniem Abrachamem (kolejny zawodnik z Rogoźna) i zgodziliśmy się na remis (może trzeba było grać?). W ostatniej rundzie znów miałem zawodnika z Rogoźna ale tym razem udało mi się spokojnie wygrać. Nie znam ostatecznych wyników, bo spieszyłem się do domu na imieniny Maksia - podejrzewam, że będę na początku drugiej dziesiątki. Podejrzewam, że 6 punktów mogłoby dać miejsce w pierwszej trójce. Trzeba jednak przyznać, że obsada była silna i to zwłaszcza specjalistów od szachów aktywnych, zatem pewnie trzeba się cieszyć i takim wynikiem :)

piątek, 12 sierpnia 2011

Nie jest lekko zgubić 6 sekund :)


Taki sobie, kolejny wakacyjny tydzień dobiega końca. Dzisiaj chciałem złamać 10 km w 50 min i ... prawie się udało ... ale się nie udało. Uzyskany czas to 50:55, czyli prawie minutę za dużo a było tak
1. 4:55/ 2. 9:50/ 3. 14:45 czyli nadrobione 15 (!!!) sekund ale na czwartym już to tracę 4. 20:08/ 5. 25:02/ 6. 30:10 i teraz tragicznie 7. 35:39/ 8. 40:49 na dziewiątym nie patrzyłem i ostatecznie 50:55. Zatem statystycznie na każdym kilometrze powinienem "urwać" jeszcze prawie 6 sekund - teoretycznie proste, przecież niektóre kilometry miałem poniżej 5 min, krytyczny okazał się 7. km (chociaż tego nie czułem).
Internetowe Dzienniki Biegowe
Wszystko wskazuje na to, że w sierpniu przekroczę 1000 km przebiegniętych w 2011 r. W środę zrobiłem wreszcie 35 km a nawet 36 km, potrzebowałem na to niespełna 3,5 godziny zatem był to całkiem przyzwoity wynik, nie odejmowałem czasu postoju na picie (pepsi oraz jakiś izotonik + 2 marsy + banan). Pogodę miałem idealną 15 stopni i chmury, no może wiatr mógłby być słabszy.
Za to w szachach sobie poszalałem - korzystając z nielimitowanego dostępu do zadań, rozwiązywałem bez opamiętania. Bywało już, że ocierałem się o granicę 2200 ale generalnie oscyluję koło 2100 i ... to nie jest źle. Tego treningu taktycznego będzie mi brakowało za kilka dni, gdy skończy się promocja.
Do Obry ... nie pojadę - na 24 mam umówioną wizytę u chirurga w związku z guzkiem na karku (chyba lepiej się go pozbyć).

wtorek, 9 sierpnia 2011

Już tylko 10 tygodni do XII MP


a nawet mniej. Wczoraj zrobiłem połówkę w 1:59 a więc zupełnie przyzwoicie. Na sutkach miałem plaster pod pachami profilaktycznie posmarowałem się wazeliną i tym razem nic sobie nie otarłem (obtarłem). Jeszcze nie jestem pewien, czy jutro, czy w sobotę chcę zrobić 35 km i to będzie już coś. Na chess.com mnie wyrzucili za oszukiwanie - opisałem to na forum - w skrócie: przy ryzykownych posunięciach wolałem sprawdzić na komputerze, czy robię głupoty i podejrzewam, że zostało wykryte iż nie nie popełniam podstawek - może to i dobrze. Najbardziej mi było żal możliwości rozwiązywania codziennie tych 25 zadań. Na darmowym koncie można rozwiązywać tylko 3 zadania dziennie. Jednak założyłem nowe konto Hajajacek2, chwilowo nie mam zamiaru za nie płacić. Od wczoraj na 10 dni zostały mi udostępnione możliwości konta "diamentowego" i mogę sobie rozwiązywać zadań ile chcę (nie ma limitów) i w ciągu 2 dni już dobiłem prawie do poziomu 2100. Natomiast w zwykłych rozgrywkach spróbuję pograć bez pomocy komputera - zobaczymy jak tam mi pójdzie.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Drewno kupione, turniej ogłoszony


Drewno już pod wiatą, w tym roku kupiłem 16 mp po 180 zł co dało 3000 zł. (w ubiegłym roku było po 160) Fundusze topnieją i pod znakiem zapytania jest wyjazd na turniej do Obry (teoretycznie tani ale ...) Od starosty dostałem sms-a, że tradycyjny turniej Lata na Pałukach będzie 14 sierpnia. W ubiegłym roku poszło fatalnie. Tak sobie po cichu myślę, aby przekonać Ewę do następującej "opcji" - jeśli znajdę się w pierwszej trójce w Wągrowcu, to pojadę do Obry, jeśli nie to Obrę odpuszczę. W sobotę może pojedziemy z Ewą do Gąsawy pobiec 10 km - zobaczymy. Wreszcie wróciła letnia pogoda, chociaż akurat mi do biegania bardziej odpowiadało zachmurzone niebo i jakoś udawało mi się uchwycić taki czas, że nie padał deszcz.

środa, 27 lipca 2011

Norweski wpis (Gambit Breivika)

22 lipca na wyspie Utoya, Anders Behring Breivik zastrzelił 68, głównie młodych, ludzi (związanych z lewicą). Zastanawiałem się, czy poruszać tu ten temat ale ponieważ na blogu były wizyty z Norwegii (pewnie w związku z "wątkiem polskim") więc krótko napiszę. Zbrodnia pozostanie zbrodnią i zasługuje na potępienie ale ... Breivik miał swój cel, chciał zwrócić uwagę społeczeństwa na pewne problemy. Czy mu się to uda? To pokaże przyszłość. Dla mediów, to była pożywka ("nic tak nie "ożywia" gazety jak "trup" na pierwszej stronie") i pewnie jeszcze długo będzie. Bardzo ciekawie na swoim blogu sprawę opisała Magrat
Mi przypomniała się historia pierwszego Prezydenta II Rzeczpospolitej Gabriela Narutowicza zastrzelonego przez Eligiusza Niewiadomskiego - pewne analogie są - obaj zabójcy mieli poglądy prawicowe, obaj chcieli zwrócić uwagę społeczeństwa na pewne sprawy i czynili to w imię idei. Ja ze swej strony mogę tylko wspomnieć, że już od kilku lat "przepowiadam", iż jeszcze za mego życia zobaczę na budynkach kościelnych zamiast krzyży półksiężyce ... chciałbym się w tym wypadku mylić.

sobota, 23 lipca 2011

Pierwsza trzydziestka w tym roku

Dość wcześnie jak na październikowy maraton rozpocząłem dłuższe wybiegania. Poszło dobrze - było duże zachmurzenie, duży wiatr, tylko ok. 15 stopni zatem prawdziwa jesienna pogoda. Praktycznie wszystkie dyszki równo, gdybym nie wstępował do domu napić się i zjeść marsa, to pewnie byłoby poniżej 3h. W takich warunkach byłem gotów spróbować czwartą dyszkę ale stwierdziłem, że lepiej nie kusić losu, wszystko stopniowo, może za tydzień dodam jeszcze 5. Przy takich długich trasach zaczęła mi przeszkadzać droga tzn. zauważyłem iż moja trasa na większości długości jest "garbata" środek jest wyżej a brzegi niżej, ponieważ biegam lewą stroną, to cały czas czułem krzywiznę i zaczęła mi ona tak doskwierać, że zacząłem biec środkiem a nawet prawą stroną co odczuwałem jako ulgę dla kostek. Po biegu wszystko ok.

czwartek, 21 lipca 2011

BPS kolejna metoda (Peter Greif)

Nie zdążyłem przeczytać całego artykułu, zapamiętałem tylko że trzeba biegać ... dużo i różnie tzn. i szybko z interwałami i wolno a długo, w każdym razie więcej niż teraz biegam. Teoretycznie dzięki tej metodzie (według podanych obliczeń) mógłbym złamać 4 godziny (przy moich wynikach). Tylko że ja i tak mam zamiar złamać te 4 h ... a biegam mniej. W każdym razie na wszelki wypadek zostawiam sobie link :)

wtorek, 19 lipca 2011

3000 km w dzienniku biegowym


Od założenia dziennika biegowego minęło 2 lata i 3 miesiące ... dzisiaj "stuknęło" na liczniku 3000 km. Cóż mogę powiedzieć ... że powoli zaczynam rozumieć bieganie ... niby takie proste, niby każdy potrafi ale ... W szachach podobnie - może wielu zna reguły, może wielu potrafi rozegrać partię ale ... niewielu rozumie szachy. Przy okazji zmierzyłem czas rozwiązywanie 25 zadań na chess.com - średnio potrzeba na to ok. 40-45 minut, czyli tyle ile trwa lekcja. Ranking (tam) oscyluje lekko powyżej 2000 ... ale łatwo nie jest. Wakacje w pełni ... kasy mało. Cóż tak to jest z fachowcami - dach kosztował ostatecznie więcej, niż miał kosztować; elewacja kosztowała też prawie tysiąc zł więcej, niż miała kosztować. W związku z tym rezygnuję z półmaratonu w Pile i ... rezygnuję (chyba) z turnieju w Obrze (mimo, że taki tani). Okazuje się, że nawet drewno opałowe przez rok podrożało - w ubiegłym roku kupowałem dąb w cenie 160 zł/mp w tym roku już po 190 zł/mp. Teraz pozostaje mi biegać koło domu i grać w szachy w domu ... ale za to jakże pięknego :)

sobota, 16 lipca 2011

PPP poniżej 2h

Pierwszy próbny półmaraton w tym roku i to w czasie poniżej 2 godzin - nie jest źle. Biegłem ostrożnie, pierwsza dyszka w 59 minut, później trochę pepsi, odżywka przemycie twarzy i druga dyszka jeszcze minutę szybciej i jeszcze był zapas ale przynajmniej będzie co poprawiać :) Po biegu żadnych problemów typu obtarcia lub nadwyrężenia i tak trzymać :)

czwartek, 14 lipca 2011

Próbne rytmy ...

Właściwie, to próba biegu interwałowego, czyli raz szybko, raz wolno. Na forum maratonówpolskich przeczytałem, że takie jednostajne bieganie nie daje szans na duże postępy, że trzeba rytmy, że trzeba przyzwyczajać organizm "skokowo". Ostatecznie czas mojej standartowej dziesiątki okazał się normalny (miałem już lepsze) ale ... jeśli chcę robić jakieś postępy w kierunku "urywania" kolejnych minut, to trzeba to właśnie w ten sposób robić, bo inaczej to tylko "zamulę" organizm. Podobnie jak w szachach - nie można pozostać przy jednym modelu treningu np. rozwiązywaniu zadań trzeba urozmaicać. Trzeba również dbać o szczegóły np. teraz wydaje mi się, że w Unisławiu na ostatnich kilometrach została uśpiona moja czujność, brakowało oznaczenia tego 9 km, jeden z kibiców krzyczał, że został 1 km a było chyba trochę więcej i tak sobie spokojnie biegłem a prawdopodobnie leciutko zwalniałem. W końcu biegacz który się mnie trzymał przez 3 km zaczął uciekać, widocznie zorientował się, iż mogą być problemy ... i wtedy trzeba było się przyłączyć do niego.
W każdym razie, w biegach trzeba się przerzucić na trening rytmów (czy też interwałów) i basta. Jak będę biegał z Ewą, to ok równiutko ale jako moja rozgrzewka a potem ... interwały!

wtorek, 12 lipca 2011

Męczące wczasy :)


Na szczęście już po. Nigdy nie przepadałem za ... wczasowaniem, świetnie odpoczywa mi się w domu. Sama podróż ok, lubię jeździć, oglądać nowe miejsca ... ale prażyć się na słońcu i wydawać ciężko zarobione pieniądze, to już gorzej. Jaki oni mają tam ceny? Jak skubią turystów? Podejrzewam, że lepiej bym się tam czuł gdybym to ja zarabiał tam pieniądze. Woda w Jarosławcu niby najczystsza nad Bałtykiem ale i tak lepiej mi się kąpało w basenie, który był przy pensjonacie (dobrze, że był ... i to za darmo). Warto pamiętać na przyszlłość, aby wybierać takie pensjonaty (z basenami). W czasie gdy Ewa się opalała ja sobie biegałem boso brzegiem morza - bardzo fajnie. Drugiego dnia nawet zrobił mi się bąbel na dużym palcu - cóż na plaży tak jak w życiu nie można sobie ot tak biec prosto po piachu - a to trzeba dzieciaki ominąć a to wędkarzy a to kawałek kamienistej plaży itp.
Trochę zdjęć zrobiliśmy, akurat na tym widok z pensjonatu w kierunku przeciwnym niż morze, zdjęcie nie oddaje nastroju ale było nastrojowo tzn. brak wiatru, cisza i zalegająca mgła ale tylko cienka warstwa.

wtorek, 5 lipca 2011

Potęga treningu


Wystarczyły 4 dni, czyli 100 zadań aby wrócić do dobrego poziomu rozwiązywania zadań. Ponownie przekroczyłem ranking 2200 pkt. na chess.com i czuję, że regularna praca daje efekty - po prostu zaczyna się widzieć lepiej szybciej uderzenia taktyczne. Zapewne gdyby nie czynnik czasowy byłoby jeszcze lepiej jeśli chodzi o sam wynik ale to bardzo dobrze, że jest ten motywujący/stresujący czynnik - bardziej przyzwyczaja do realiów turniejowych.
Cóż z tego skoro jutro wyjeżdżam nad morze do Jarosławca i ... znów zostanę "wybity z rytmu". W każdym razie jeśli chce się mieć wyniki, to trzeba pracować - nie ma innej opcji, talent nie załatwi wszystkiego :-)

piątek, 1 lipca 2011

107 dni do XII Maratonu Poznań

Chciałem dzisiaj przebiec 20 km ale pogoda była niesprzyjająca - nie chciało mi się biegać w deszczu. Zrobiłem tylko 10 km ale bez problemów, chociaż chciałbym ten odcinek pokonywać poniżej 50 minut.
Korzystając z wakacji "przyłożyłem się" i rozwiązałem wszystkie 25 zadań jakie mi przysługują dziennie na chess.com udało mi się podnieść ranking od wczoraj o ok. 100 punktów i wróciłem na poziom powyżej 2000. Ciekawe jak długo będę rozwiązywał komplet? (pewnie ... niezbyt długo). Dzisiaj rozpoczęły się we Wrocławiu Mistrzostwa Polski Amatorów (w szachach) chciałem tam zagrać ... ale to znów wydatek a pewnie wymiana pokrycia dachowego będzie kosztować o 2000 więcej niż było planowane ... skąd brać te pieniądze? Mam nadzieję, że turniej w Obrze pod koniec sierpnia jeszcze trochę zostanie. W każdym razie wpisowe na MP zapłaciłem i odwrotu już nie ma - jest numer startowy 462 ... jakiś taki parzysty :)

czwartek, 30 czerwca 2011

Wuja z Ameryki ...

... przyjechał i przywiózł iPada 2 :) Wuja co prawda nie mój, tylko Ewy (żony) ale zawsze. Dzięki temu mój iPad2 kosztował 550 $, gdzie normalnie w sklepie chcą za ten model ok.2300 zł czyli ok. 800 $. Już się szykowałem, aby kupować przejściówkę na wtyczkę amerykańską, bo zorientowałem się, że sam zasilacz może pracować na naszym prądzie ale ... okazało się, że wcale nie muszę, bo to jest taki sam zasilacz jak do iPhone'a zatem problem z głowy. Cóż plany związane z iPadem mam już opracowane - jako pomoc dla moich szachistów i do pracy wychowawcy :)
-
Nowy dach na naszym domku już prawie skończony, teraz jeszcze nowy tynk ... ale "ferienjob" w Niemczech niestety nie wypali, odpisali mi, że w tym roku raczej nie ale jak będę miał siły (!!!) :), to mogę spróbować w przyszłym roku. Zbytnio się tym nie przejmuję - w końcu nie wiadomo ile własnego zdrowia zostawiłem w tamtej fabryce. Cóż trzeba będzie trochę "zacisnąć pasa".

sobota, 25 czerwca 2011

10 km w Unisławiu


Zupełnie nieplanowany bieg ... ale tak się złożyło :) Miałem wyjazd do Bydgoszczy po części do orynnowania, odwiedziłem Olę Janicką no i jeszcze pobiegłem. Do końca nie byłem pewien, czy wystartować w półmaratonie czy w dyszce, ostatecznie wybrałem dyszkę i chyba dobrze zrobiłem, bo w półmaratonie, były podobno niezłe górki. Trasa fajna, przyjemna (start wystrzałem z armaty). Biegło się dobrze i zanosiło się bardzo dobrze, długo byłem przekonany że złamię wreszcie na zawodach 50 minut. 6 km niecałe 30 minut na stoperze, 7 km 34:40, 8 km 39:30 czyli ... teoretycznie pół minuty w zapasie, no to sobie biegłem równo, bez przyśpieszania i ... oznaczenia 9 km nie było, dolatuję do mety i ... 50:29 tragedia (!) gdybym wiedział, to bym przyspieszył. Na pewno w tym biegu byłem w stanie złamać to 50 minut. Takie jest życie :). Jak się pojawią zdjęcia z biegu, to może podmienię - chwilowo zdjęcie zrobione przez Jakuba.

---------
Różne opinie czytałem w internecie na temat imprezy w Unisławiu. Osobiście uważam, że jak na tak małą miejscowość i tak małe wpisowe, to impreza była bardzo dobra, natomiast jeśli organizatorzy myślą o zwiększeniu liczby uczestników, to na pewno lepiej powinna zostać rozwiązana rejestracja zawodników i wydawanie numerów startowych - teraz jeszcze się udało ale było to wąskie gardło i ludzie którzy stali w kolejce byli trochę zdezorientowani a takie szczegóły czasami decydują o ocenie.
Gdyby na mojego bloga zajrzał ktoś z Unisławia, to ... na pochwałę zasługuje promocja Waszej imprezy na innych imprezach biegowych (ja zwróciłem uwagę na te koszulki o biegu). Bardzo dużo jak dla mnie zrobił również blog T. Majewskiego "Jest radość" - dla internauty wyglądało to tak - fajny blog =>fajny autor/człowiek =>to i impreza w tej miejscowości musi być fajna. :)

czwartek, 23 czerwca 2011

Stara partia :)


Taka zapomniana :) ... której zapomnieć nie mogę, bo "wypuściłem" I+ :) ale tak naprawdę to testowałem wstawianie diagramów :)

Boże Ciało


Powinno być o religii a ... jak co roku procesja, to "parada", na której można popatrzeć jak się ludzie zmieniają bądź nie zmieniają, jak się oglądają, jak gadają ... ale nic do nich nie mam, to takie ludzkie :) Sam z nostalgią wspominam procesje z czasów, gdy byłem dzieckiem. Staram sobie odtworzyć - jak to było ...
Przy jednym z ołtarzy jest czytanie o cudownym rozmnożeniu ... ksiądz mówił również o dawaniu siebie, przy tej okazji przypomniałem sobie o kolejnym filmiku szachowym, który kiedyś zacząłem, później zostawiłem. Ostatecznie dograłem jeszcze dwa fragmenty (na początku i na końcu) i postanowiłem wystawić kolejny już szachowy filmik. Przede wszystkim z myślą o serwisie spryciarze, bo tam są najwięcej oglądane te filmiki. Akurat ten filmik niewiele wnosi - akurat reklamuje tylko serwisy z zadaniami szachowymi ale jeśli ktoś chce robić postępy w szachach, to musi codziennie rozwiązywać wiele takich zadań, po to by wyrobić w sobie taki ... zmysł szachowy :)
-
link do filmu
na zdjęciu zrzut z iMovie, w którym montowałem (tym razem bez wodotrysków)

środa, 22 czerwca 2011

Koniec roku szkolnego :)


Zacznę od truskawek, właśnie leci "Wino truskawkowe" (gdy piszę). Truskawki się kończą ... te z własnego ogródka, mino że nie są najpiękniejsze to smakują najlepiej. Rok szkolny się skończył ... echhhh ta moja, ... była klasa - wczoraj tak mnie zdenerwowali, że gotów byłem z nimi "nie gadać". Nie pojechałem na ognisko, bo miałem obiad, zresztą było to ognisko klasy "b" a "a" była tylko na przystawkę. Mógłbym wiele napisać o tej klasie ... może jednak tylko podsumuję - nie udało mi się ich "zgrać", zrobiłem postęp ale ... wychowanie to trudna sprawa, zwłaszcza że nie wszystko zależy ode mnie, napiszę nawet więcej - w przypadku tej klasy właśnie za dużo zależy od sytuacji rodzinnej uczniów - o każdym mógłbym wiele napisać. "Normalni" są ci, którzy mają "normalne" rodziny - a ja nie jestem w stanie dokonywać cudów.

piątek, 17 czerwca 2011

Gdzie ja jestem?

Tak sobie jeszcze raz rzuciłem okiem na poprzedni wpis ... 10.000 godzin świadomej pracy/treningu do "mistrzostwa" ... tygodniowo 50-60 godzin, dziennie nawet 10 godzin. Spojrzałem na mój dziennik biegowy - prowadzę od trzech lat, przebiegnięte ponad 2800 km, gdyby nawet policzyć te niezapisane km i przyjąć, że przebiegam w ciągu godziny ok. 10 km to daje raptem 300 godzin. ... No to jeszcze muszę trochę pobiegać :) ... a w szachach ... to samo - średnio dziennie ok. 0,5 h czyli ok. 3 h tygodniowo ... zatem i tak nie jest najgorzej :)

Internetowe Dzienniki Biegowe

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Recepta na "eksperta" :-)

to link, ale na wszelki wypadek tekst....
-----------------------------
10 tysięcy godzin, czyli jak rodzą się eksperci
Tomasz Borejza, "Personel Plus"
2011-06-13, ostatnia aktualizacja 2011-06-13 13:26
Psycholodzy sprawdzili, w jaki sposób dochodzi się do mistrzostwa w wybranej dziedzinie zawodowej. Wyniki ich badań mogą pomóc rekruterom w odróżnianiu ekspertów od dobrze reklamujących się laików.
Pochodzący ze Szwecji psycholog Karl Anders Ericsson wraz z zespołem współpracowników sprawdzał, co różni osoby osiągające sukcesy od tych, które pozostają przeciętne w tym, czym się zajmują. Analizy prowadzono na podstawie samodzielnych badań oraz danych pochodzących z eksperymentów innych badaczy. Dzięki temu objęto nimi wiele grup zawodowych, m.in. muzyków, stenotypistki, sportowców, lekarzy i techników radiologicznych. Wyciągane wnioski były - w odniesieniu do wszystkich grup - zaskakująco zbieżne, a ich znajomość może być przydatna nie tylko dla rekruterów, ale także osób dbających o rozwój zatrudnionych pracowników oraz firmowe awanse.

Ekspert ma wyniki

Przede wszystkim trzeba określić, kim jest specjalista - w tym wypadku nazywany ekspertem. Nie chodzi bowiem jedynie o osoby, które po prostu cieszą się taką opinią lub są tak określane z racji wieloletniego doświadczenia. Według szwedzkiego psychologa o ekspercie można mówić dopiero, gdy zostają spełnione trzy podstawowe przesłanki: dana osoba wyróżnia się na tle otoczenia, jej praca przynosi konkretne rezultaty i - co nie mniej istotne - jej efekty nie są wynikiem przypadku, ponieważ są powtarzalne.

Oczywiście to, w jaki sposób ocenia się rezultaty, zależy od dziedziny, w której prowadzi się działalność. Wyniki inaczej będą wyglądać w przypadku sportowców, muzyków, lekarzy lub wybitnych menedżerów. Dlatego zespół psychologów sprawdził genezę ponadprzeciętnych umiejętności w różnych zawodach. Prawdopodobnie najbardziej znane - za sprawą popularyzatora nauki Malcolma Gladwella - były badania prowadzone w Berlińskiej Akademii Muzycznej, gdzie porównywano muzyków słabych, dobrych i rokujących nadzieję na międzynarodową karierę. Porównywano też historie życia sportowców, by sprawdzić, co wyróżnia mistrzów.

Ważne, że nie ograniczono się jedynie do dziedzin, w których zwykło się mówić o niezwykle istotnej roli naturalnych talentów. Zainteresowano się także medycyną, która w powszechnym przekonaniu jest związana raczej z nabytymi i wyuczonymi umiejętnościami. Tym, co łączy sport i medycynę (ale odróżnia obie od muzyki), jest łatwa możliwość oceny wyników pracy poszczególnych osób. Można też łatwo odnaleźć jednostki wyróżniające się w tym, co robią.

Wyniki badań zespołu Ericssona są niezwykle ciekawe - geneza wyjątkowych (lub nawet tylko dobrych) umiejętności we wszystkich tych - tak różnych - dziedzinach jest w zasadzie identyczna. Interesujące jest m.in. to, że nawet w muzyce i sporcie mistrzostwo ma niewiele wspólnego z wrodzonym talentem. Mądra praca wydaje się być ważniejsza niż predyspozycje.

Praca, praca, praca

Badania muzyków w Akademii Muzycznej w Berlinie to jedna z pierwszych prac Ericssona poświęconych ekspertom. Od późniejszych analiz różni się tym, że podziału dokonano na podstawie subiektywnych opinii profesorów (później badając umiejętności muzyków, kazano im m.in. powtarzać ten sam nieznany utwór). Ich oceny zdecydowały, że muzycy zostali podzieleni na trzy grupy: wybitnych (best experts), bardzo dobrych (good experts) i "przeciętnych". Ze wszystkimi przeprowadzono wywiady dotyczące ich życia oraz poproszono o prowadzenie przez tydzień dzienniczka, w którym mieli odnotowywać wszystko, co robią.

Okazało się, że muzycy wybitni oraz bardzo dobrzy spędzali w tygodniu mniej więcej tyle samo czasu na zajęcia związane z muzyką (około 50-60 godzin). Różniło ich to, ile czasu poświęcają na samodzielne ćwiczenia, podczas których świadomie pracują nad swoimi brakami. Najlepsi robili to przez 25 godzin tygodniowo (około czterech godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu), bardzo dobrzy - zaledwie 10 godzin.

Korzystając z zebranych danych, psychologowie policzyli, ile czasu poszczególne grupy muzyków spędziły na doskonaleniu swoich umiejętności w przeszłości. Okazało się, że wszyscy w grupie najlepszych przed 20. rokiem życia ćwiczyli świadomie co najmniej 10 tys. godzin, kolejna grupa - niespełna 8 tys., a "przeciętni" - 4 tys. Osoby, które uznaje się za amatorów, choć potrafią grać, na zdobycie tej umiejętności potrzebują około 2 tys. godzin. Naukowcy uznali, że aby zostać ekspertem w jakiejś dziedzinie, prawdopodobnie potrzeba około 10 tys. godzin świadomych ćwiczeń, co przekłada się na 10 lat doświadczenia w realizacji określonego rodzaju zadań lub wykorzystywaniu umiejętności.

Naukowcy sprawdzili także, jak wygląda sytuacja w innych dziedzinach. Szczególną uwagę zwrócono na sport, ponieważ tam wyniki są szczególnie łatwe do zmierzenia, niezależne od indywidualnych opinii. Seria badań prowadzonych przez Ericssona, ale także naukowców z Liverpool University przyniosła ciekawe wyniki - okazało się, że wybitni sportowcy trenowali nie tylko więcej niż przeciętni, ale także robili to inaczej. Przykładowo: łyżwiarze lub młodzi piłkarze, którzy uchodzili za najlepszych, spędzali więcej czasu na stałym powtarzaniu prostych lub znanych już elementów. Ich trening nie polegał jedynie na ćwiczeniu wszystkich elementów danej dyscypliny sportu. Nie chodziło też o spędzanie jak największej liczby godzin na grze. Decydujące było przemyślane poprawianie poszczególnych umiejętności i braków.

- Wybrana grupa jednostek, które ostatecznie osiągną bardzo wysoki poziom, nie akumulują po prostu rutynowego doświadczenia wykonywania czynności związanych z daną dziedziną, ale rozszerzają okres świadomego budowania umiejętności na lata, a nawet dekady - twierdzi Ericsson, przytaczając badania prowadzone wśród młodych sportowców przez Marka Williamsa i Keitha Davidsa.

- Ludzie zawsze mówili, że mam naturalny swing. Myśleli, że nie pracowałem ciężko. Jednak kiedy byłem młody, grałem i trenowałem całymi dniami, a później jeszcze w nocy przy światłach samochodu. Moje ręce krwawiły. Nikt nie pracował nad golfem tak ciężko, jak ja - mówił Sam Snead, wybitny golfista, którego Ericsson cytował w jednym ze swoich artykułów. Zdaniem szwedzkiego psychologa, nawet gdy chodzi o dyscypliny takie jak tenis, decydujące jest posiadanie przez najlepszych graczy gotowych (wyćwiczonych) scenariuszy zachowań, które pozwalają lepiej reagować na korcie. Jeszcze innym przykładem są stenotypiści - osoby wykonujące pracę na ogół uznawaną za dość powtarzalną i prostą. Także w takim wypadku dzięki świadomej, a nie machinalnej, praktyce - przede wszystkim pisaniu z pełną koncentracją - są w stanie zidentyfikować nieefektywne kombinacje klawiszy i, zamieniając je na inne, poprawić tempo pracy o 10-20 proc.

Ciekawe - bo przypominające biznes - są np. szachy. Okazało się, że najlepszych graczy wyróżnia łatwość przywoływania alternatywnych ruchów (wypracowana na drodze żmudnego treningu), dysponują też większą liczbą potencjalnych posunięć i dzięki temu, że mogą z nich wybierać oraz przewidywać kolejne posunięcia, są w stanie lepiej rozgrywać swoje partie. Według obliczeń badaczy w szachach, tak jak i w muzyce, osiągnięcie poziomu mistrzowskiego zajmuje około 10 lat ciężkiej pracy, co można przeliczyć na 10 tys. godzin świadomych ćwiczeń.
Myśl, co robisz

Długo myślano, że do osiągnięcia eksperckich umiejętności wystarcza posiadanie odpowiednio długiego doświadczenia. Wiadomo jednak, że nie każdy po 10 latach pracy będzie fachowcem najwyższej klasy. Tę powszechną intuicję potwierdziły liczne badania: okazało się, że doświadczeni psychoterapeuci niekoniecznie lepiej radzą sobie z leczeniem pacjentów niż ich młodsi koledzy, a programiści z wieloletnim stażem niekoniecznie są efektywniejsi niż studenci informatyki. Także na rynkach finansowych doświadczenie doradcy nie musi decydować o trafności sugerowanych przez niego inwestycji.

Badania przeprowadzone w środowisku medycznym pokazują, że wiara w wartość doświadczenia - rozumianego jako ilość czasu spędzonego na praktykowaniu jakichś umiejętności - może być dla rekrutera pułapką. Scott J. Butterworth oraz Edmund H. Reppert wykazali, że studenci diagnozują różne schorzenia serca trafniej niż lekarze rodzinni z wieloletnim stażem. Robią to jednak gorzej niż wyspecjalizowani kardiolodzy. Przy czym przewaga studentów była tym większa, im dłużej dany lekarz uprawiał swój zawód - najgorzej wypadali ci z najdłuższym stażem. Powodem był rodzaj treningu, który otrzymywali studenci (oraz kardiolodzy), a który nie był kontynuowany przez internistów. Ważna jest nie tylko liczba godzin spędzonych na zdobywaniu i praktykowaniu umiejętności, ale także jakość czasu poświęcanego na doskonalenie zawodowe.

Wracając do przykładu ze świata sportu: gdy spędzisz nad szachownicą 10 tys. godzin, nie staniesz się automatycznie mistrzem tej gry. W ten sposób możesz bowiem np. wciąż powtarzać złe ruchy, nigdy nie odkryć lub nie zapamiętać ciekawych możliwości. Będziesz grał dobrze, ale nie bardzo dobrze. Z całą pewnością nie będzie to mistrzowski poziom.

- Podstawowe założenie świadomych ćwiczeń jest takie, że umiejętności eksperckie są nabywane stopniowo i ich efektywna poprawa wymaga znalezienia takich zadań, które można przyswajać stopniowo - zaznacza Ericsson. Przede wszystkim trudność kolejnych zadań powinna wykraczać, ale nieznacznie, poza to, co dana osoba już potrafi.

Do osiągnięcia poziomu eksperckiego potrzeba określonego podejścia do pracy. I wcale nie chodzi o to, by było jej wyjątkowo dużo - ważniejsza jest koncentracja i świadome nastawienie na samodoskonalenie. Ericsson zilustrował je na przykładzie chirurgów. Najlepsi z nich nie tylko dbają o zdrowie pacjenta po operacji, ale także analizują jej przebieg. Sprawdzają, co mogli zrobić lepiej lub co wyszło tak dobrze, że mogłoby zostać powtórzone w kolejnej operacji.

- Angażowanie się w ćwiczenia z podstawowym celem poprawy jakiegoś aspektu danej aktywności jest integralną częścią świadomych ćwiczeń - można przeczytać w opracowaniu Karla Ericssona dotyczącym eksperctwa w medycynie. Zwraca on uwagę, że przynosi to wymierne skutki, także gdy chodzi o umiejętność podejmowania decyzji.

Podejmowanie decyzji w szachach bardzo przypomina biznes. Także proces nabywania wiedzy i umiejętności medycznych oraz menedżerskich przebiega w zbliżony sposób. Przy prowadzeniu projektów i zarządzaniu organizacjami pojawia się - tak jak w szachach - wiele alternatywnych możliwości, konieczność trafnego i często szybkiego podejmowania decyzji. Wówczas sprawę ułatwia posiadanie przemyślanej listy gotowych lub łatwo dostępnych alternatyw i świadomość bycie świadomym ich możliwych konsekwencji. Jednak by menedżer (specjalista) je posiadał, musi postępować jak wyborny chirurg. Po udanej operacji (projekcie? inwestycji?) musi przeanalizować jej przebieg, zastanowić się, czy nie mógł zrobić czegoś inaczej lub lepiej. Wówczas, gdy podobna sytuacja się powtórzy, będzie dysponował znacznie szerszą listą alternatywnych posunięć. Szachiści sięgają także po zapisy partii rozegranych przez arcymistrzów i zastanawiają się, w jaki sposób doszli oni do ruchu, który wykonali. Starają się odtworzyć możliwe motywacje i założenia, które nimi kierowały. Myślą krytycznie o możliwych posunięciach - menedżer powinien robić to samo, wystarczy skorzystać z bogatej literatury poświęconej udanym przedsięwzięciom biznesowym lub spektakularnym upadkom biznesowych gigantów. Dlaczego się udało? Co doprowadziło do bankructwa?

Nie tylko doświadczenie

Potrzeba samodoskonalenia to nie jedyna nauka, która płynie z prac naukowców z Florida University. Przede wszystkim założenie o wartości świadomych ćwiczeń nie dotyczy jedynie samodzielnej pracy ambitnych jednostek. Specjaliści HR mogą sięgnąć po szkolenia dla personelu, w których pracownicy są stawiani w trudnych sytuacjach oraz zmuszani do podejmowania decyzji. I co nawet ważniejsze: do analizowania ich skutków. Wymyślone podczas takich szkoleń warianty pojawią się jako gotowe alternatywy w sytuacjach, gdy w realnym świecie będzie trzeba podjąć trudną decyzję.

Ważne, by pamiętać, że rozwój pracownika wymaga stawiania przed nim coraz to trudniejszych zadań, które nie będą jednak zbyt trudne. Nabywanie eksperckich umiejętności - zgodnie z modelem Ericssona - jest stopniowe. Pracownicy powinni być także zachęcani do stawiania sobie pytań: po co, dlaczego, jakie będą efekty tego, co robię? Oraz prób poprawy jakości realizacji stawianych przed nimi zadań. Warto pamiętać, że to przynosi efekty nie tylko w odniesieniu do kadry menedżerskiej, ale także wykonujących - prostą przecież czynność - stenotypistek.

Jeżeli uda się stworzyć atmosferę pracy, w której liczy się świadomość celu, oraz zastanowić nad metodami, a także jej celami, możemy być pewni, że w organizacji pojawią się eksperci wysokiej klasy. Zależnie od branży i stopnia skomplikowania zadań, na wychowanie takiej osoby potrzeba od pięciu do 20 lat. Jednak nawet gdy stawianie pytań i szukanie lepszych rozwiązań nie jest w danej organizacji podstawowym celem, mogą się w niej znajdować jednostki, które je stawiają i krytycznie podchodzą do różnych zastanych procedur i chcą je poprawiać. Zgodnie z wynikami badań zespołu szwedzkiego psychologa, właśnie tacy ludzie mogą osiągać bardzo wysoki poziom umiejętności, który na ogół będzie wyższy niż u pracowników podążających utartymi ścieżkami.

Wiedza po jakim czasie oraz w jaki sposób osiąga się ekspercki poziom wiedzy i umiejętności, jest istotna w procesie rekrutacji. Uniwersalna i sprawdzona w wielu dziedzinach reguła 10 tys. godzin pozwala stwierdzić, kto może być wybitnym specjalistą - potrzebnych jest około 10 lat doświadczenia. Jednocześnie świadomość tego, że nie chodzi jedynie o ilość, ale także o umiejętność krytycznego podchodzenia do problemów, nastawienia na samodoskonalenie i zdolność analizy własnych decyzji, znacznie ułatwia identyfikowanie prawdziwych ekspertów. Pozwala także wyłapywać ich podczas rekrutacji wewnętrznych.

niedziela, 5 czerwca 2011

Błyskawiczne w Wągrowcu "na opak"

Udało mi się przekonać Ewę, aby jechać do Wągrowca na turniej szachów błyskawicznych. Zawsze miałem problemy z tą odmianą szachów, tylko raz na kursie instruktorów szachowych jak graliśmy na zegarach elektronicznych z dodawanym czasem było OK. Oprócz partii z juniorkami moja gra była teraz "na opak" tzn. wygrywałem gorsze pozycje grając na czas a przegrywałem lepsze szukając decydującego rozstrzygnięcia. Mogę się tylko cieszyć z pokonania Lecha Schneidera, z którym powoli będę miał dodatni bilans. Grałem z nim jakąś odmianę słowiańskiej i nawet zaczęło być lepiej bo zdobyłem jakość ... i wtedy zorientowałem się, że mam gorszy czas i uświadomiłem sobie, że Lech gra właśnie na ten mój nieszczęsny czas. Postanowiłem się zmobilizować i grać po prostu szybko, co zaowocowało zaraz oddaniem jakości ale to Lech zaczął się zastanawiać i widać, że nie mógł się zdecydować i tracił kolejne sekundy i ostatecznie ja wygrałem na czas :) Nie grałem do końca, bo rundy się trochę przeciągały a umowa z Ewą przewidywała, że o 14-ej miałem skończyć, zatem trzy rundy przed końcem wycofałem się. Pewnie wylądowałbym gdzieś w środku tabeli. Grało 40 zawodników ale w tym wielu wyjadaczy ... w trzeciej rundzie miałem też ładną partię z Ancutą, bo wymyślił zmienić trochę wariant w obronie dwóch skoczków, później mówił, iż zależało mu głównie na zaskoczeniu i zyskaniu na czasie i to mu się udało, bo pozycję dostał gorszą ... ale wygrał na czas. Właściwie, to powinienem sobie odpuścić turnieje szachów błyskawicznych na zegarach mechanicznych - jedyną szansą są dla mnie zegary elektroniczne i to z systemem dodawania czasu.

sobota, 4 czerwca 2011

Chessbrains.pl


Niedawno trafiłem na http://chessbrains.pl/ - bardzo ciekawa inicjatywa. Czytając stronę główną natrafiłem na artykuł, ...
W każdym razie trafiłem tam z blogu Mateusza Bartla, bardzo ciekawego (!) - po prostu chciałem sprawdzić na jakim serwerze jest ten blog i w pasku adresowym wyciąłem początek.
Oczywiście chciałbym pomóc, rozreklamować etc. etc. ... aczkolwiek nie będę na siłę przenosił swego bloga na inny serwer (takie jest obecnie moje zdanie), jednak nic nie stoi na przeszkodzie abym umieścił tu mój wpis o chessbrains.pl :)
------
Na moim iBook'u coś szwankuje, mam obraz w prążki i ... okazuje się, że zrzuty ekranowe też są w prążki, teoretycznie mógłbym podmienić na innym komputerze ale zostawiam taki prążkowany zrzut na wypadek, gdybym potrzebował komuś objaśnić czym objawia się szwankowanie mojego iBooka.

niedziela, 29 maja 2011

Janowiec - niby lepiej ale ...


... nie udało się złamać 50 minut, jeszcze czekam na oficjalne wyniki. Prawdopodobnie będzie niecałe 52 minuty ale to o 2 minuty za dużo :) Bieg zacząłem z Radkiem Hęsiem i Mikołajem Łosiakiem (moimi byłymi uczniami) i pierwszą połówkę biegliśmy razem idealnie po 5 minut na km, na półmetku traciłem kilkanaście metrów, później zaczęli mi już uciekać. Znów nie wytrzymała chyba psychika, no Słońce też niepotrzebnie wyszło - po biegu oczywiście ... pełnia sił, czyli można było dać z siebie więcej. Cóż pozostaje się cieszyć, że gdzieś o 100 sekund poprawiłem wynik ze Żnina (miesiąc wcześniej) i trzeba wrócić do treningu, żeby w końcu złamać 1:50 w półmaratonie i 4:00 w maratonie :) Niewiele brakowało (co roku co raz mniej) abym przegonił Kasię Łucyk :)
Cóż młodość wygrała ... ale nie wiele :)

środa, 25 maja 2011

Gambit Halloween

Zostawiam sobie do sprawdzenia, wydaje się ciekawym opracowaniem :)
http://d-artagnan.webpark.pl/szachy/hallowe2.pdf
Jak w lipcu chciałem wrócić do opracowania, to już go nie było za to znalazłem ładny filmik na youtube http://www.youtube.com/watch?v=roz1YeJjvUY

niedziela, 22 maja 2011

Za tydzień Janowiec

Jak w tytule wpisu ... mam nadzieję, że te pechowe wydarzenia z różnych dziedzin w końcu się skończą np. wczoraj udało mi się rozkręcić i wyczyścić szkolnego MacBooka, który dzięki temu "ożył", bo wyłączał się już sam. Dzisiaj udało mi się w całkiem przyzwoitym czasie zaliczyć 13 km ale trzeba przyznać, że warunki były idealne: ciepło ale słońce już zaszło, prawie bezwietrznie - idealnie do biegania.

sobota, 7 maja 2011

Złota Wieża w Wągrowcu


To był ... kiepski dzień - w pierwszej rundzie ... podstawka hetmana, następnie jeszcze dwie przegrane. Dopiero następnie dwie wygrane ale ze słabymi zawodnikami. W szóstej rundzie niepotrzebna kombinacja z juniorem i znów kłopoty z czasem. Ostatecznie 2 punkty z 6 - nie przypominam sobie tak kiepskiego występu - naprawdę kiepsko. Wystarzyłby np. mój remis w ostatnie rundzie i wtedy byłby jeden duży punkt więcej i byłoby z 3-4 miejsca wyżej dla drużyny a tak 9. miejsce (na 13 drużyn). Lech Schneider 4 pkt. Przemek Hoffmann 3,5 (chyba) Oliwia Szwon 3 (jeden walkowerem) i ja 2.
Trzeba szybko zapomnieć o tym turnieju. Np. z Pogorzelskim znalazłem ładną kontrę i musiał poświęcić jakość i już go dusiłem ... ale mi została minuta a jemu 7-8
Ehhh to nie był mój dzień ... a pech związany z "13" jeszcze się ciągnie :)
--
Oglądając w poniedziałek wyniki okazało się, że przy mojej wygranej w ostatniej rundzie mielibyśmy ... 3 (!!!) miejsce, to jest PECH!!!

sobota, 30 kwietnia 2011

10-ka przełajowa w Żninie


W ostatniej chwili się zdecydowałem, pogoda była ładna, słoneczko świeciło, trochę za mocny wiaterek był. Bieg polegał na przebiegnięciu 4 pętli po 2,5 km. Wystartowałem ostatni i pierwsze pół kilometra biegłem na końcu. Później kilku zawodników wyprzedziłem, kilku zeszło - w każdym razie nikt już mnie nie wyprzedził ... oprócz tych, którzy mnie zdublowali :) Biegłem równo i ostrożnie, bo były korzenie i dziury i trzeba było uważać. Był również Maciej Łucyk ale nie wygrał tym razem. Ostatecznie czas 53:30 nie jest może rewelacyjny ale przynajmniej za miesiąc w Janowcu będzie co poprawiać :)

wtorek, 19 kwietnia 2011

2 lata dziennika, 2 tygodnie do PITS-a


Za 2 tygodnie (już) turniej ... a tyle do zrobienia. Minęły (kilka dni temu) 2 lata prowadzenia dziennika biegowego ... cóż ... . Zadań szachowych już od ponad tygodnia nie rozwiązuję, bo był remont w domu ... i mamy nowy telewizor i nowe meble.

sobota, 9 kwietnia 2011

7x5 poniżej 35


Nareszcie ... 7 okrążeń i wszystkie poniżej 5 minut - tak trzymać :)
Nieźle wiało ostatnio, w Piotrkowicach np. drzewo obaliło.

niedziela, 3 kwietnia 2011

13. PITS za miesiąc

Dzisiaj wpłynęło pierwsze zgłoszenie ... i to skąd ... z Konina. Czas zabrać się ostro za przygotowania :) w tym roku zamiast tradycyjnych pucharów będą duże drewniane figury szachowe zakupione w sklepie J.Zezulkina :) Fundusz nagród dopiero kalkuluję ... :)

niedziela, 20 marca 2011

Złota Wieża ... co dalej?

Znów poświęciłem się dla idei i pojechałem do szkoły sędziować rozgrywki szachowe LZS. Oczywiście sprzęt musiałem znosić sam i po zawodach poznosić. Warcaby sędziował Starosta Wągrowiecki Michał Piechocki - zwyciężyły nieoczekiwanie Skoki, przed Wągrowcem Gminą i Wapnem gdzie nie dotarła kobieta. W szachach zwyciężył Wągrowiec Miasto przed Wągrowcem Gminą (rodzina Hoffmann), Skokami (rodzina Sydow) i Wapnem, w którym przyszło mi grać i gdzie znów nie dopisała kobieta. Pierwszą partię grałem z Krzysztofem Szwonem (wielokrotnym mistrzem powiatu), było równo, później nie zauważył straty piona czas miałem lepszy ale bałem się ryzykować i wzieliśmy remis po powtórzeniu posunięć. Z Tomaszem Hoffmannem zacząłem spokojnie zyskałem piona i zabrałem się przedwcześnie za atak (a wystarczyło spokojnie sobie realizować przewagę) no i ostatecznie przegrałem. Z Przemkiem Sydowem zacząłem od poświęcenia piona za inicjatywę, którą rzeczywiście zyskałem, piona odbiłem, jakość zdobyłem ale ... później miałem już tylko ataki ślepoty szachowej no i przegrałem.
Po zawodach organizatorzy zaczęli się zastanawiać co dalej z tymi rozgrywkami, czy trzymać się tej formuły drużynowej? Skoro co raz mniej drużyn przyjeżdża. Ja też nie mam odpowiedzi na to pytanie, zwłaszcza, że na rozgrywki drużynowe i tak jest montowana drużyna z zawołania.

sobota, 19 marca 2011

Trochę szybciej


Wreszcie trochę przyspieszyłem - 8 km w 40 minut, czyli 1 km w 5 minut, to już nieźle. Wiał lekki wiaterek, była pełnia i ... Księżyc był najbliżej Ziemi :)
--
Taki jeszcze komentarz - w związku z rozjazdami i zachwianiem rozkładu dnia ostatnio miałem problemy z realizacją treningu taktycznego, czyli rozwiązywania dziennej dawki zadań na chess.com ... i tak to jest. Trzeba mieć naprawdę silne samozaparcie żeby realizować postawione zadania. :)

niedziela, 13 marca 2011

Turniej klasyfikacyjny


Zrobiłem coś ... w końcu zrobiłem ten turniej który za mną chodził. Było bardzo sympatycznie, tylko dziesięcioro zawodników, z tego połowa wypełniło normy. Bardzo blisko sukcesu był Jakub, zdobył 3,5 punkta, był bliski pokonania Kamila Sikorskiego, zagrał nadspodziewanie skutecznie (a jechałem z obawą, czy zdobędzie chociaż jeden punkt)
fotki
tabela

niedziela, 6 marca 2011

Z Trzcianki na tarczy ale zadowolony :)


Cóż zaczęło się nieźle ... było nawet 3 z 5 ale później już tylko 1 z 4 - razem 4 z 9 i miejsce w pierwszej setce ale tylko 98. Natomiast byłem pod wrażeniem kultury osobistej arcymistrzów, żaden (!!!) nie odmówił wspólnego zdjęcia. Wszyscy bardzo mili i sympatyczni. Jacek Tomczak już mnie doskonale poznaje :) (w końcu wczoraj obaj mieliśmy urodziny). Naprawdę warto było jechać, chociażby żeby zobaczyć tych arcymistrzów :) Najgorzej zagrałem ostatnią partię (niestety decydującą o miejscu) pewnie zostałem ukarany, że już tak wcześnie chciałem remis. Wkrótce pewnie uzupełnię wpis.
-
Nawet po opryszczce widać, że byłem lekko podziębiony.
-
Można powiedzieć, że rewelacyjnie wypadł Jakub 3 punkty (bez pauzowania), tylko jeden mniej ode mnie :)
-
Strona z wynikami
-
Jeszcze jedna obserwacja ... nie mam w Wapnie takiej sali, nie mam tylu sędziów ... ale w Wapnie potrafię 9 rund skonczyć 1,5 godziny wcześniej :)
-
trochę fotek :)
-
inne fotki
-
jeszcze inne fotki

sobota, 5 marca 2011

piątek, 4 marca 2011

Za 2 dni w Trzciance ...


Na liście startowej prawie 200 szachistów ... podobno ma się zjawić Szirow a może nawet Kasparow. Kilkunastu arcymistrzów, imponujący fundusz nagród! Musiałbym wygrać w totka, żeby zrobić taki turniej w Wapnie ale ... i tak umieściłem dzisiaj PITS na Chessarbitrze. Mam zamiar powiesić tam z dwie reklamówki PITSa, mam zamiar zrobić jakieś fotki z arcymistrzami :)
Natomiast sportowo - na liście startowej jestem w okolicy setki i wypadałoby takie miejsce zająć :)

poniedziałek, 28 lutego 2011

Mała przebieżka w okolicy


Mrozy powoli ustępują czas pobiegać :)
Bronek chce zrobić w Wągrowcu turniej klasyfikacyjny dla juniorów 13-go marca.
Na liście startowej Memoriału F.Dziedzica w Trzciance już ponad 160 zawodników, w tym kilkunastu arcymistrzów.
W końcu dzięki pomocy R.Celucha udało się uruchomić na iPhonie "Find my iPhone" ... ale pokazuje mnie gdzieś 100 m dalej niż jestem naprawdę.

niedziela, 27 lutego 2011

Powrót iPhone'a


iPhone wrócił ... a było to tak:
12-go lutego, czyli dzień po stracie sprawdzałem swoją skrzynkę pocztową i ... kliknąłem w "wysłane" a tam wiadomość wysłana z mojego iPhone'a. Konkretnie było to zdjęcie młodego mężczyzny (z przedziału 20-25 lat), ogolonego na łyso i pijącego coś w szklance. Zdjęcie wysłane było na adres siwy*****@wp.pl. Nie czekając wiele napisałem na ten adres wiadomość z prośbą o wyjaśnienie. Odpowiedzi nie otrzymałem. Następnego dnia napisałem już wiadomość w ostrzejszym tonie ale gdy wysłałem, wiadomość wróciła do mnie z informacją, że konto zostało zablokowane.
---
Moim zdaniem już się przestraszył i zaczął zacierać ślady.
---
Oczywiście w międzyczasie zacząłem przeczesywać internet w poszukiwaniu informacji na temat siwy***** (zamiast gwiazdek były konkretne cyfry oczywiście). Okazało się, że siwy***** zaglądał na forum kulturystyczne, zaglądał również na fora akwarystyczne i był fanem amerykańskiego zespołu ***** ale co najważniejsze znalazłem użytkownika serwisu Allegro "siwy*****". Niewiele czekając napisałem do Allegro co trzeba zrobić aby uzyskać dane użytkownika (odpowiedzieli po 72 godzinach). Napisałem również do tego użytkownika w tonie podobnym jak w pierwszej wiadomości do adresata wiadomości z iPhone'a. Pierwszego dnia nie odpowiedział, znów wysłałem drugą wiadomość już w ostrzejszym tonie. Oczywiście przeglądałem historię jego aukcji ale wszystkie były przeniesione już do archiwum ale ... internet jest a właściwie nie jest anonimowy. Znalazłem kopię strony z jego aukcją, z której jasno wynikało, że jest z ... Wągrowca - to już było za dużo tych zbiegów okoliczności. Postanowiłem "pójść na całość" i następna wiadomość do użytkownika siwy***** była już w trybie żądania zwrotu iPhone'a pod groźbą informacji policji albo przynajmniej informacji o osobie na zdjęciu, sugerowałem również, że adres siwy*****@wp.pl był z pewnością wcześniejszym adresem użytkownika Allegro "siwy*****". Gdy już byłem przekonany o winie "siwego*****" zacząłem szukać również na nk.pl - tam znalazłem kilkunastu "siwych" z Wągrowca, w tym dwóch było dla mnie podejrzanych, w tym obaj w wieku po 30-ce ale na zdjęciu mógł być brat lub kolega. Niestety tym razem nie mieli tych charakterystycznych cyferek (które zastąpiłem gwiazdkami) i trudno byłoby wskazać na pewno. W końcu otrzymałem odpowiedź od użytkownika Allegro "siwy*****", w której twierdzi, iż nie ma nic wspólnego z adresem na wp.pl i nic nie wie na temat mojego iPhone'a i ma pretensje, że go straszę.
Jednak ta jego odpowiedź okazała się przysłowiowym "gwoździem do trumny". Otóż wiadomość przychodzi z konkretnego adresu i dodatkowo dołączone jest IP, skąd została wysłana. Po sprawdzeniu IP na serwisie RIPE.net okazało się, że dostawcą internetu nadawcy była firma z ... a jakże Wągrowca (z dokładnymi namiarami dostawcy, czyli dla policji byłaby już krótka droga). Mało tego użytkownik Allegro miał obecnie adres "allegro****@gmail.com" (gdzie gwiazdki to kilka dziwiątek). Któż zakładałby sobie e-mail "allegro****"?
To było dla mnie dowodem, że zaczyna panikować i popełnia błędy. Napisałem do niego kolejną wiadomość w ostrym tonie informując wprost o moich "odkryciach". Tym razem on zaczął mnie straszyć policją (że niby go zastraszam). Ja szedłem "na całość" i odpisywałem, iż jak najbardziej powinien zgłosić na policję a ja chętnie się tam zgłoszę na konfrontację z nim i nie widzę żadnego problemu, bo wszystkie swoje e-maile podpisywałem imieniem i nazwiskiem i dołączałem swój nr telefonu.
--
Okazało się później, że w międzyczasie już pewnie podjął decyzję o oddaniu iPhone'a. Założył szybko fikcyjne konto na nk i przesłał mi wiadomość.
--
Po kolejnej wiadomości otrzymałem sms z bramki sms-owej, abym sprawdził wiadomości na nk. Zaglądam na nk a tam wiadomość ~ "Ojciec znalazł iPhona, niestety karta SIM uległa zniszczeniu, po zawartości zorientowaliśmy się, że to pana, na jaki adres odesłać?"
--
Dalej nie widząc, czy mam do czynienia z przestępcami, czy tylko z nieuczciwym znalazcą; postanowiłem podać na wszelki wypadek adres szkoły. (przy czym w odpowiedzi dodałem "...hmmm ja też będę sprytny...")
--
21-go lutego 2011 do szkoły przyszła przesyłka, niestety tego dnia byłem w Zbąszyniu na Drużynowych Szachach ale specjalnie zadzwoniłem do szkoły i dowiedziałem się, iPhone dotarł.
--
Jestem na 99% pewien, że cały czas miałem kontakt z tym samym, jednym człowiekiem. Dodatkowo przemawia za tym sposób pisania - otóż cechą charakterystyczną było mieszanie pisanie wielu słów bez polskich liter (na ogół jak ktoś pisze, to pisze konsekwentnie albo wtrąci pojedyncze słowo bez polskich liter). Kolejne wiadomości od użytkownika Allegro "siwy****" przychodziły już z wirtualnego IP, którego nie sposób namierzyć. (albo sam się poduczył albo poprosił kogoś mądrzejszego o pomoc) Jednak to też świadczy przeciwko niemu. O ile na naszej klasie można było znaleźć moje konto, to nie ma tam mojego numeru tel. - nr podawałem natomiast w wiadomościach do siwego*****
--
Po zgłoszeniu na policji faktu odzyskania iPhone'a, policja zaoferowała mi ściganie osobnika za paserstwo ale ... zrezygnowałem (mam swoje przemyślenia na ten temat)
--
Oczywiście sprawdzałem również na Allegro, czy ktoś przypadkiem nie chce sprzedać mojego iPhona i ... znalazłem jedną bardzo podejrzaną aukcję. Również z takiego "uśpionego" konta, gdzie trudno sprawdzić historię aukcji. Przy czym zdjęcia były prawdopodobnie pobrane z ??? a nie real, w opisie była mowa o jakiś slotach na karty pamięci (???) lokalizacja była "wagrowiec" (a nie Wągrowiec), odbiór był tylko "osobisty" - częste przy przekrętach. Aukcja jednak nie doszła do skutku (nie została osiągnięta cena minimalna) - widocznie allegrowicze również uznali to za podejrzane ... ale kilku licytowało.
--
Wielka szkoda, że iPhone został sformatowany i straciłem jednak swoje kontakty (ciekawe, że znalazca pisał że znalazł mnie na podstawie zawartości a zawartość została skasowana). Trochę zawiniłem ja, bo gdybym robił porządne kopie na kompie i na koncie me.com to wszystko byłoby do odzyskania.
--
Znów muszę kończyć, może kiedyś dopiszę?

sobota, 26 lutego 2011

Wiejskie szachy


Nigdy nie przepadałem za szachami w ramach LZS, może przez to że na ogół były sędziowane przez ludzi, którzy niezbyt wiedzieli jak to robić i robili to po "swojemu". Od kilku lat sam sędziuje często takie imprezy. Dzisiaj były Mistrzostwa Wapna - tłumów nie było ale za to impreza przebiegła bardzo sprawnie :)
tabela
...
Na ostatnim spotkaniu szkółki niestety nie było nikogo - wszyscy się pochorowali.

sobota, 19 lutego 2011

Kolejny wpis nie na temat :)

Internet wpycha się w moje życie i muszę dokonać kolejnego nie-szachowego i nie-biegowego wpisu :) Wczoraj otrzymałem zaproszenie do wizyty na kolejnym szachowym blogu (poprzez komentarz w blogu szkółki), niedawno oficjalnie dołączył oficjalny obserwator. Wczoraj pojawiły się kolejne komentarze na spryciarze.pl "broniące" moich filmików (i dobrze, bo to podnosi moje morale a głupie komentarze potrafią znichęcić). Teraz myśl, która mi przyszła do głowy w związku z tym zaproszeniem, o którym pisałem na początku. Obserwuję wyraźnie, iż tworzy się swoisty "social network" blogerów szachowych, którzy z jednej strony "robią swoje" albo komentują, albo piszą artykuły, albo ... coś tam -a z drugiej strony szukają "podobnych sobie" i rzeczywiście samoistnie tworzy się taki rozproszone ale z pewnością silne lobby szachowe, które w przyszłości może odgrywać naprawdę znaczącą rolę i może nabrać siły. Tu miałem jeszcze coś napisać ale "real" mi przerwał :) ...

piątek, 18 lutego 2011

4000 wyświetleń w 1 dniu


Znów internet (zamiast biegów i szachów) - niedawno na onecie umieszczono na głównej stronie artykuł "Apokalipsa w Wapnie". Wiadomośc w takim miejscu od razu podbiła notowania strony szkolnej a przy okazji mój filmik (animacja historii wysadu solnego w Wapnie) zanotował prawie 4 tys. odsłon w ciągu kilku godzin :) i do tego pochlebne recenzje :)

sobota, 12 lutego 2011

Strata iPhone'a


Poza tematem bloga (ale żebym pamiętał kiedy) - wczoraj 11.02.2011, przed południem, w Wągrowcu, w okolicy ul. Kościuszki/Jeżyka straciłem iPhone 3g - może mi wypadł, może kieszonkowiec ... nie wiem.
W ciągu godziny zablokowałem kartę SIM i wyrobiłem duplikat, czyli można do mnie dzwonić normalnie ale kontakty ... poszły!
Zgłosiłem IMEI do bazy skradzionych, zgłosiłem na policję, jeszcze się zastanawiam, czy zablokować kompletnie ... Ironią losu jest, że kilka dni temu przeglądałem informację na temat aplikacji Find My iPhone (gdybym to miał, to miałbym kontrolę nad aparatem i mógłbym np. zdalnie wysłać do siebie sms, włączać, skopiować dane, itd.) ale ...
Takie jest życie!