piątek, 31 lipca 2015

20 km tlenowo

"Tlenowo" to dla laików wolno. Chociaż aż tak wolno nie było. Potrzebowałem jednej godziny i 56 minut. Dla porównania - dokładnie rok temu (31 lipca) przebiegłem 24 km w 2 godziny i 24 minuty i więcej nie dałem rady. Dzisiaj powinienem dać radę, nawet zastanawiałem się, czy nie biec więcej. Gdybym wcześniej sprawdził informację o tych 24 km, to pewnie bym się pokusił. Jednak nie chciałem przeciążać kolan. Ważę cały czas za dużo. Przed biegiem miałem 73,8 po biegu miałem 72,2 zatem ponad 1,5 kg wypociłem/spaliłem. Teoretycznie wystarczy się trzymać ubiegłorocznych przebiegów i nie powinno być problemu z powtórzeniem a nawet lekką poprawą wyniku z ubiegłego roku (w Maratonie Poznańskim). Przy czym dzisiaj pogoda była dobra - kilkanaście stopni, zachmurzone niebo, może trochę za silny wiatr. 

czwartek, 30 lipca 2015

Wojtaszek wypuszcza wygraną

Śledziłem partię od samego początku ... i byłem pod wielkim wrażeniem ale wiedziałem, że trzeba dotrwać do końca, trzeba tę partię naprawdę wygrać. Gdzieś w podświadomości funkcjonowała mi taka obawa, że zawsze może (RW) zrobić jakiś błąd ... i wypuścił wygraną
Natomiast Maxime V-L nie wypuścił ,mniejszej przewagi i wygrał. Taki jest sport. Trzeba walczyć do końca i "nie ma zmiłuj". Zostaje niedosyt.
Wczoraj Lech Poznań przegrał pierwszy mecz z Bazyleą a pierwsza połowa była całkiem niezła ale już wtedy nie wykorzystali okazji ... i dostali ostatecznie 1:3.

środa, 29 lipca 2015

Windows 10 - uzyskaj nowy system

Oby tylko nie skończyło się jak w przysłowiu "z deszczu pod rynnę". W branży informatycznej właściwie "normalką" jest, że jest dobrze, przychodzi nowość i ... robią się problemy. Jednak ... od tej nowości przeważnie nie ma ucieczki. Na ogół lekkie wstrzymanie się pozwala na oszczędzenie sobie wielkich kłopotów. Mój laptop teoretycznie jest gotowy na Windows 10, teoretycznie zgłosiłem zainteresowanie. Na szczęście nie mam na tym komputerze aż nic tak bardzo ważnego.
-
Wojtaszek dzisiaj, w przedostatniej rundzie, będąc na prowadzeniu zmierzy się czarnymi z Adamsem i ... może wygra.
-
W polskich portalach informacją dnia jest śmierć Jana Kulczyka - najbogatszego obecnie Polaka, miał 65 lat.
-
RW jednak tylko zremisował ale Navara przegrał, przez co walka o ostateczne zwycięstwo będzie korespondencyjna i ...Maxime V-L jest teoretycznie w lepszej sytuacji ale ... teoria teorią ...

wtorek, 28 lipca 2015

Regionalne Zawody Konne

Nazwa zawodów trochę myląca "Regionalne Zawody w Skokach ...", bo Skoki, to jedna z większych miejscowości w naszym powiecie a w nazwie chodzi o skoki przez przeszkody. Trzeba będzie się wybrać i popatrzeć. Jak wyczytałem w regulaminie, to sąsiadka będzie nawet w komisji konkursowej. (nie spodziewałem się, że jest taką ekspertką) Niewątpliwą przewagą zawodów konnych nad szachowymi jest ich atrakcyjność dla publiczności. Podejrzewam, że w tym roku o nagrody ostro powalczy bratanek Angeliki - Klaudiusz Jach, który właśnie zakończył edukację w Wapnie a trzeba mu oddać, że pasję ma.

poniedziałek, 27 lipca 2015

100 km w 10 dni

Dla biegaczy, to żaden wyczyn, dla nie biegaczy, to dużo. Generalnie chciałem nadrobić zaległości z początku lipca i chciałem zrzucić parę kilogramów. Zaległości nadrobiłem, natomiast z kilogramami gorzej tzn. udało się zgubić może 1,5 góra 2 kg. Porównując z rokiem ubiegłym - właśnie wyrównałem przebieg z lipca 2014, zatem wszystko co zrobię do piątku, to nadróbka. Jutro postanowiłem odpuścić bieganie. Trochę zaglądam do angielskiego, trochę do zadań szachowych i ... odpoczywam. Czasami zajrzę na transmisję. Dzisiaj Radek Wojtaszek ładnie ograł Maxima V-L i wyszedł na prowadzenie w Biel.

sobota, 25 lipca 2015

Szachy 960 - jednak 960 pozycji

Generalnie wierzę autorytetom ale czasami wypada sprawdzić. Wczoraj mnie natchnęło, aby sprawdzić, czy rzeczywiście w szachach Fischera jest 960 różnych ustawień. Wbrew pozorom nie jest łatwo znaleźć źródło. Na polskich stronach nie znalazłem, na jednej angielskiej było dość skąpe wytłumaczenie - dlaczego właśnie  tyle. Nie przekonywało mnie to tłumaczenie i postanowiłem sam sprawdzić. Naprawdę już prawie byłem gotów wypisywać wszystkie możliwe permutacje. Zwłaszcza że na początku wyszedł mi inny wynik i gotów już byłem na ogłoszenie "odkrycia" ... ale nie chciałem wyjść na "wariata" i postanowiłem jeszcze raz sprawdzić.
Zauważyłem, iż można wyjść od rozstawienia wież i króla między nimi, bo to jest jeden z podstawowych warunków w szachach 960. Jeśli król jest bezpośrednio między wieżami to takich ustawień jest 6. Natomiast pozostałe figury można wtedy rozstawić na 18 sposobów. Natomiast dopiero na etapie weryfikacji swoich obliczeń zauważyłem, że nie zawsze te pozostałe figury można ustawić na 18 sposobów. W przypadku gdy wieże i król stoją na polach tego samego koloru (obojętnie którego ale tego samego), to pozostałe figury można ustawić już tylko na 12 sposobów, bo dla jednego z gońców zostaje już tylko jedno (czwarte tego koloru co wieże i król) pole a gońce muszą być różnopolowe. (to drugi warunek ustawień szachów Fischera). W taki oto sposób "gubimy" 48 potencjalnych pozycji i zostaje rzeczywiście 960. 
Zatem nie udało mi się obalić teorii ale ćwiczenie z kombinatoryki jest bardzo ciekawe. Nie widać na tym obrazku całej mojej pracy. Dla większej jasności w pierwszym wierszu w "kółeczku" niebieskim jest zestaw WKW (wieża, król, wieża) i on "wędruje" na sześć sposobów. W wierszu szóstym wieże są na skrajnych polach ale król "wędruje" na sześć sposobów. W wierszach pośrednich "wędruje" zestaw WKW a w ramach  tego zestawu w jego wnętrzu "wędruje" król. W wierszu trzecim i piątym wieże stoją na polach tego samego koloru. W pierwszym niby też ale tam król stoi na innym polu. W wierszu trzecim problem jest król w środkowym polu między wieżami a w wierszu piątym na trzecim lub piątym polu w zestawie WKW.

piątek, 24 lipca 2015

W końcu interwały

To był ciężki dzień, zatem musiał się ciężko skończyć. W końcu zdecydowałem się na interwały i po 7 km wolnego biegu zrobiłem jeszcze 4 km interwałów w proporcjach 400 m szybko, 200 m wolno.

czwartek, 23 lipca 2015

Drewno kupione


8 metrów przestrzennych (mp) dębu w cenie 190 zł/mp świeżo wysypanych wygląda całkiem imponująco. natomiast ułożone pod wiatą już nie robi takiego wrażenia.
Oczywiście to jest drewno na sezon 2016/2017, tyle samo podobnej jakości drewna już rok suszyło się pod drugą częścią wiaty a miejsca jest jeszcze na kilkanaście metrów przestrzennych.

poniedziałek, 20 lipca 2015

JKD - wygrał w Lake Sevan

JKD nie wygrał partii wczoraj i nie wygrał dzisiaj ... ale cały turniej samodzielnie wygrał! Brawo!!!
Przez pewien czas nie mogłem śledzić i wróciłem właśnie tuż przed zatwierdzeniem remisu. Podejrzewam, że było to następstwem tego, iż główny konkurent przegrał i remis dawał właśnie pewne zwycięstwo ale nie mam pretensji ...

niedziela, 19 lipca 2015

JKD - jak kreować dominację?

Obserwuję sobie przedostatnią rundę turnieju Lake Sevan a dokładniej partię Jana Krzysztofa Dudy. Gra sobie, gra i nagle nadchodzi moment, że wszystkie wskaźniki przeskakują na jego korzyść. Gdy piszę ten tekst partia posunęła się o cztery ruchy ale JKD cały czas wybiera najsilniejsze kontynuacje i to takie, których nie widać ot tak. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Jak on to robi? Właściwie czuć już, że tę partię wygra. W ostatniej rundzie spotka się z zawodnikiem z drugiej połówki tabeli. Natomiast jego najgroźniejsi rywale spotkają się ze sobą. Zatem ... przewiduję zwycięstwo JKD w tym turnieju. Oczywiście to tylko sport i wszystko może się zdarzyć ale miło jest patrzeć na grę takiego zawodnika.
-
Gabuzyan jednak znalazł drogę remisu i się wyratował.
-
Anton Guijarro nie wykorzystał szansy wyjścia na prowadzenie i też tylko zremisował (mając wygraną)

sobota, 18 lipca 2015

Berlin w 2 dni

Czas opisać tę wyprawę, bo pewnie szybko zapomnę a było tak. Na początek w poniedziałek spóźnienie PolskiegoBusa. Pierwsze wrażenie z ZOB (dworzec autobusowy) - brudno, gorzej niż w Poznaniu. Na szczęście można tam było nabyć Berlin Welcome Card w wersji 72 godziny ze zwiedzaniem Wyspy Muzeów (Museumsinsel) w cenie 40,5 Eu. Pierwsza S-bahna nam uciekła ale następna przyjechała relatywnie szybko. Już na peronie zadzwoniłem pod numer podany w rezerwacji i tu niespodzianka. Pani w słuchawce mówi, że powinienem zadzwonić pod inny numer. Postanowiłem jednak jechać pod podany adres. Dojechaliśmy, doszliśmy, kawałek (tak z 0,5 km) jednak było z tej stacji. Jesteśmy pod domem, dzwonię jeszcze raz a telefonu nikt nie odbiera. Dzwonię do firmy, mając w pogotowiu kod rezerwacji (bo tak wyczytałem i miałem plan zapasowy), niestety wszyscy konsultanci zajęci. Na szczęście na ulicy pojawia się Klaudia z e-maila o urodzie ... indyjskiej, chętniej mówiąca po angielsku niż po niemiecku. Zatem wbrew obawom pozostałych członków "wycieczki" nie musimy spać pod mostem. Na drugie piętro trzeba wejść po schodach ale mi to akurat nie przeszkadza. Dwupokojowe mieszkanie z kuchnią i łazienką nie jest może szczytem luksusu ale nic więcej nam nie potrzeba. Dzięki wyposażonej kuchni łatwiej (i taniej) jest rozwiązać problem śniadań i kolacji. Oczywiście  w hotelu śniadanie na ogół sa w cenie ale kolacje już nie. Mi śniadanie by starczyło ale reszcie "wycieczki" nie. Ważna wskazówka na przyszłość - należy szukac kwatery blisko stacji/przystanku. Po szybkim rozpakowaniu udajemy się do EDEKA (taki sklep) i robimy zakupy. Do podróży po Berlinie już nie udaje mi się namówić reszty "wycieczki".
We wtorek od rana wyruszamy na Alexanderplatz - to sugestia większości przewodników. Powoli zaczynam rozszyfrowywać zasady komunikacji. Już na początku mamy kontrolę biletów a tego dnia będziemy mieli jeszcze 2 zatem generalnie bilety sprawdzają. Oczywiście Ewa musi iść do Primarku, bo jak inaczej. Są tam generalnie tłumy, bo ceny rzeczywiście są niskie. Przy jednej stronie wejścia do tego marketu stał czarnoskóry ochroniarz ale bardzo charakterystyczny. Był naprawdę duży i miał taką postawę boksera, który właśnie za chwilę ma rozpocząć kolejną rundę na ringu. Kciuki zaciśnięte, szczęka rytmicznie żująca gumę, wrażenie niesamowite. Później udajemy się na przystanek autobusu linii 100, która ma typowo turystyczną trasę i zahacza o najważniejsze miejsca w Berlinie. Przystanku trzeba było trochę poszukać a po drodze co kawałek naganiacze komercyjnych (osobno płatnych) busów zapraszali do swoich. Generalnie padał deszcz i ludzi było mniej, Nawet dużo miejsc siedzących jeszcze zostało. Niestety zdjęcia niezbyt efektowne wychodziły. Tyle tylko, że objechaliśmy. Koniec trasy był przy dworcu Zoo, stamtąd poszliśmy do Ewangelickiego Kościoła Wilhelma (pamiątkowe ruiny). Trochę się pokręciliśmy i wróciliśmy (znów autobusem) na Alexanderplatz. Poszliśmy pod Czerwony Ratusz, przyglądając się wieży telewizyjnej. Wpadliśmy na obiad do CanCun, gdzie kelner odkrył we mnie matematyczny talent a gdy się dowiedział, że jesteśmy z Polski nie omieszkał pochwalić się znajomością "kochanie moje" i "Lewandowski". Mi osobiście danie rybne przypadło do gustu, zwłaszcza że 25 Euro za obiad dla 3 osób (22,50) to wcale nie jest dużo jak na berlińskie warunki. Jednak reszta "wycieczki" nie chciała już następnego dnia wracać do CanCun. Po obiedzie udaliśmy się do Katedry Berlińskiej. Dzięki Berlin Welcome Card, znów bilety były tańsze. Trafiliśmy na (co najmniej) próbę jeśli nie koncert organów (+ śpiewaczka) zatem było nastrojowo. Katedra piękna, jest co oglądać, turystów dużo ale bez olbrzymich kolejek. W katedrze można było wejść na platformę widokową wokół kopuły i warto było. Piękne widoki. Po drodze zwróciły naszą uwagę ule pszczele ustawione na dachu ale w końcu tyle lip przy Unter den Linden. Później jeszcze chodziliśmy, pamiątki kupowaliśmy (relatywnie drogie), znów po sklepach chodziliśmy (niestety) i w końcu wylądowaliśmy na Inselsmuzeum, gdzie ludzi jeszcze pełno ale okazało się, że generalnie to już nie wpuszczają (dochodziła 18-a). Zatem trochę jeszcze  się pobłąkaliśmy i do domku. Generalnie trochę się jednak nachodziliśmy.
W środę postanowiliśmy zacząć od muzeów. Wystartowaliśmy z najbliższego przystnku autobusowego (50 m) ale czas dotarcia był porównywalny, bo autobus jechał "zakręconą" drogą ale dla nas to nawet lepiej. Zaczeliśmy do Nowego Muzeum, dzięki BWC nie musieliśmy stać w kolejce po bilety (wszędzie te bilety). Plecak trzeba było zostawić w skrytce. Bardzo "napalałem się" żeby zrobić zdjęcie największej atrakcji (Nefretete) a tu ... niespodzianka, akurat tam zakaz fotografowania i jeszcze specjalnie dwóch strażników. Nie dało rady. Generalnie bogate wielkie zbiory, dużo zwiedzania. Później poszliśmy do Pergamonmuseum ale żeby wejść trzeba było jeszcze prawie godzinę odstać w kolejce (o rany). Znów dużo zwiedzania, chodzenia. Wszędzie pełno strażników. Gdy wyszliśmy i zobaczyliśmy kolejkę do Galerii malarstwa, to ... zrezygnowaliśmy i wyruszyliśmy na obiad. Tym razem poszliśmy do typowo "berlińskiej" knajpki schowanej w podwórzu. O dziwo reszta "wycieczki" była usatysfakcjonowana schnitzlami a ja pozwoliłem sobie na piwko. Następnie namówiłem resztę "wycieczki" na podróż S-bahną dookoła centrum Berlina. Linia 41 lub 42 (jedna kursuje zgodnie z ruchem wskazówek zegara a druga przeciwnie). Po drodze do Ostkreutza zobaczyłem (dla mnie) pamiętny Ostbahnhoff (dawniejszy Hauptbahnhoff) i objechaliśmy ten Berlin aż do Sudkreutz (duży i nowoczesny), gdzie poszliśmy na kawę i lody. Później pojechaliśmy na Podstamerplatz i przeszliśmy do Bramy Brandenburskiej ale z innej strony niż we wtorek. Stamtąd przez pl. Paryski ruszyliśmy do Reichststagu/Bundestagu niestedy nie byliśmy zapisani (bo internet był kiepski) zatem tam na kopułęnie weszliśmy ale i tak nachodziliśmy się nieźle przecież. Obejrzeliśmy największe akwarium na świecie Aquadomm. Generalnie wymęczyłem resztę "wycieczki". Później była jeszcze czwartkowa przygoda z opuszczeniem kwatery, bo Klaudia zaspała i nie przyszła na ósmą i znów były nerwy ale wszystko się dobrze skończyło. Czy warto było jechać do Berlina? Nie będę ukrywał - celowo jechałem właśnie tam, bo zależało mi na tym aby zrobić rozpoznanie przed maratonem w 2016 r. Mam nadzieję, że liczę na to, iż w 2016 r, wystartuję w Maratonie Berlińskim.
__
Trochę fotek z Berlina (tych bez nas)

piątek, 17 lipca 2015

Polski Bus - opinia

Bus jak bus ... teraz na długich liniach, to przynajmniej taki komfort musi być. Wybraliśmy (wybrałem) autobus, bo bałem się o parkowanie samochodu w Berlinie i wkurzyłem się na PKP za politykę cenową. Muszę oddać PolskiemuBusowi, że mają relatywnie prostą i czytelną stronę internetową i to jest ważne. Do tego sam fakt możliwości zakupu biletu przez internet. Na dodatek nie obowiązuje żaden wzór biletu wystarczy numer rezerwacji w dowolnej formie tzn. wydrukowany ale może być nawet w telefonie a nie zdziwiłbym się gdyby się okazało, że wystarczy wyrecytować albo pokazać na kartce (napisany długopisem). To trochę taka aluzja do informacji JKM o dyskusji UE nad wzorem jednolitego biletu (wtedy co hajlował). Jak widać przedsiębiorstwu nie przeszkadza (i nie marnują papieru na drukowanie itp.)
W Poznaniu PB (PolskiBus) pojawił się punktualnie. Pasażerów było dużo, to i start się lekko opóźnił. Przed polsko-niemiecką granicą napotkaliśmy korek i kierowca postanowił zmienić trasę i jechać przez Słubice. Dzięki temu wreszcie zobaczyłem Słubice i Frankfurt nad Odrą (dawniej widziałem tylko stację kolejową). Niestety objazdy spowodowały, że nasz przyjazd opóźnił się o 2 godziny. Niestety nie wiem co byłoby lepsze (objazd czy czekanie). W toalecie nie byłem ale wiem, że jest ale w końcu na tak długich trasach powinna być. Natomiast internet jest ... tylko w teorii na trasie do Berlina udało mi się wyświetlić tylko stronę powitalną PB. Na trasie powrotnej udało mi się jako tako korzystać z internetu tylko kilka minut przed Poznaniem. 
Nie wiem jak to się stało ale w drodze powrotnej z Berlina kierowca trochę pobłądził i mogliśmy sobie obejrzeć dzielnicę willową oczywiście kosztem czasu.
Podsumowując PB okazał się najwolniejszym środkiem transportu. Gdybym jechał kolejny raz do Berlina, to nie wybrałbym PB, już wolałbym samochodem i zostawić gdzieś na podmiejskim parkingu i dalej S-bahn-ą. Najszybszy pewnie byłby jednak pociąg a rodzina jeszcze podpuszcza mnie na samolot :-)
-
Ten wpis powstawał przy okazji śledzenia transmisji partii JKD z AR Salehem (chwilowo ostatnim w turnieju). JKD świadomie wybrał wymianę dwóch wież za hetmana przeciwnika. Normalnie, to nie jest "dobra" wymiana ale ... komputer cały czas pokazuje dobrą grę obu zawodników. Właściwie dopiero teraz pojawiły się oceny wariantów sprzyjające czarnym, zatem JKD zaczyna się w tej partii "przebijać".
-
21. e3 pierwsza niedokładność Saleha i już wszystkie główne warianty zaczynają być oceniane na korzyść JKD.
-
31. ... c4; 32. ... Gb6 własnie takich posunięć nie potrafię znaleźć a JKD robi je bez większego zastanowienia po 31. Wd3 (które komputer ocenił jako słabe).
-
Przy 40-tym posunięciu komputer pokazuje już decydującą przewagę JKD - rzeczywiście powinien tę partię wygrać.

niedziela, 12 lipca 2015

JKD zrobił tylko jeden błąd

w pierwszej rundzie Lake Sevan z Samuelem Sevianem ale i tak wygrał. Piękna partia. Długo oglądałem ale pisać nie mam czasu a tu jeszcze "reisefieber" przed jutrzejszym wyjazdem do Berlina.

sobota, 11 lipca 2015

Dyson - niespodzianka na YT

Sezon ogórkowy w pełni. Moje filmiki na YT mają znikomą oglądalność - w wakacje dzieci nie muszą się uczyć. Wczoraj zaglądam do działu analityki a tam oglądalność spadła do 6 tys./28 dni ale ... nagle na czoło najlepiej zarabiających filmików wysunął się filmik z ... odkurzaczem Dysona.
Oczywiście to cały czas małe kwoty ale nie sądziłem, że jakiś filmik jest w stanie wyprzedzić "Dzielenie pisemne" ... może trzeba przygotować serię filmików "produktowych"?

piątek, 10 lipca 2015

Kolejny epizod malarski


Pierwotnie planowałem tytuł wpisu "Jak okradłem malarzy?":) Przez 3 dni bawiłem się w malowanie 2 pokojów. Zaoszczędziłem ... ok. 500 a może nawet 1000 zł. Trochę epizodów malarskich miałem już w swoim życiu. W dzieciństwie do moich obowiązków należało malowanie płotów, co nie było ciekawym zajęciem ale ... trenowało cierpliwość. Przy okazji malowania w mieszkaniu zawsze byłem delegowany na ... pomocnika malarza. Z tamtych czasów pamiętam opowieści wojenne Bolesława Janickiego. Naprawdę miał dar opowiadania. Oczywiście malowanie było wtedy inne, niż obecnie (dominowały farby kredowe, ostateczny kolor był zagadką). Zapamiętałem jeszcze "patent" na malowanie prostej linii. Otóż sznurek "brudziło się" kolorowym proszkiem (farbą), 2 ludzi ustawiało odpowiednio końce, naciągając sznurek i gdy wszystko było ok następowało "strzelenie" (jak cięciwą w łuku). Na ścianie pozostawał ślad eleganckiej prostej linii. Wtedy wystarczyło wziąć pędzel i ładnie poprawić, oczywiście to tego też potrzebny był "dryg". Obecnie technologia poszła bardzo do przodu. Już nie trzeba mieć takich talentów, wystarczy chęć do pracy. Malowałem farbami Beckersa, po prostu bajka. Nie kapią, nie śmierdzą dobrze kryją itd. generalnie polecam. 
Moje epizody malarskie były związane również  z Niemcami. Gdy już byłem prawie bez grosza w Berlinie (bez biletu powrotnego) (tak gdzieś 25 lat temu), to trafiło mi się malowanie kuchni. Zarabiałem wtedy 10 DM na godzinę i to były naprawdę niezłe pieniądze. Starczyło, aby wyruszyć do Bochum a następnie Wickede. W fabryce, w której znalazłem prace, też często zdarzało mi się malować. Przy czym malowanie ścian, to akurat był rarytas aczkolwiek wymalowałem tam pewnie kilkadziesiąt wiader farby. Malowałem tam specjalnymi farbami podłogi. To była już wyższa szkoła jazdy, bo farba była dwuskładnikowa a od zmieszania było mniej niż pół godziny do kompletnego stwardnięcia farby i rolki też były już do wyrzucenia. Podłogi wychodziły jednak fantastyczne, kto wie czy nie fundnę sobie takiej w garażu? Malowałem w tej fabryce również taki nazwijmy to ramy i ta farba to była już prawdziwa "chemia", trzeba było uważać żeby się oparów za dużo nie nawdychać, bo ... odlecieć by pewnie można. Zdarzały się nawet, w czasie tego pobytu w Niemczech, fuchy malarskie. To zakładowy elektryk miał schody do pomalowanie, to szef fabryki miał płot do pomalowania i zawsze były extra pieniądze. Zatem generalnie, to malowanie wiele razy mnie poratowało.

środa, 8 lipca 2015

Kolejna nagonka medialna na JKM

Wszystkie media rozpisują się o wystąpieniu JKM np. wp.pl W Wiadomościach też pokazano zmontowany materiał, który miał wyraźnie oczernić JKM. Przypomniano oczywiście incydent z Bonim, oczywiście nic nie mówiąc o kontekście. Zacytowano wypowiedź JKM ale nie do końca, tylko początkowy fragment. (już nie dodali "... ein Ticket" (jeden bilet)). Ale ludzie już nie dają się nabierać ... pod linkowanym artykułem dominują komentarze popierające JKM. Władza wyraźnie się boi, skoro robi taką propagandę ... 
Znakomicie podsumował wydarzenie Konrad Berkowicz :) , którego dziennikarze próbowali "wciągnąć" na śliskie tematy :)

sobota, 4 lipca 2015

Ecco biom po 4000 km

Dzisiaj temperatura często przekraczała 30 stopni C. Na trening wyruszyłem dopiero o godzinie 20-ej. Nie było lekko. Nie było wiatru. Biegłem równym spokojnym tempem, Dyszka wyszła w 57 minut. Teoretycznie zamierzałem w takiej chwili (pokonania 4000 km w jednej parze butów) napisać jakiś obszerniejszy wpis na temat butów ... ale jednak "nie idzie". Tylko tabelka.
Ewentualnie dla bardzo zainteresowanych jeszcze kilka zdjęć butów wykonanych przed biegiem (jeszcze z licznikiem 3990)
LINK

piątek, 3 lipca 2015

99 dni do MP a wirus ...

Sfc może było potrzebne ... ale problemu nie rozwiązało. Komputer dalej muli niesamowicie a ja się szkolę. Odkryłem dwa dziwne procesy explorer, które co prawda Symantec wykrywał ale na wykrywaniu się kończyło. Ponadto powyłączałem wszystkie dziwne procesy, których ścieżki zaczynały się inaczej niż C: a i tak przy kolejnym uruchomieniu pojawiały się kolejne dziwne procesy. Ostatecznie ściągnąłem Comodo, który zaraz po zainstalowaniu wykrył zagrożenie ale baza wirusów ma ponad 700 MB, zatem zostawiłem komputer i wróciłem do domu. Właściwie obecnie jestem przekonany w 99%, że to jakiś wirus i właściwie mam szczęście, że skończyło się na zamuleniu komputera a nie na zniszczeniu danych, ... to by był problem dopiero.
Jednak co to wakacje - człowiek się tylko stresuje i czas marnuje. Na szczęście jest tak upalnie, że brak treningu biegowego można usprawiedliwić.

czwartek, 2 lipca 2015

Wakacje? ... sfc/scannow


Nieźle się te wakacje zaczynają ... Właśnie miałem się przebierać do porannego biegu (bo miał być upał i był). Miałem właśnie przebiec dyszkę brakującą do 4000 km w (ecco biom A). Później miałem to sobie opisać a tu telefon. Jeden z komputerów, który jest pod moją opieką odmówił posłuszeństwa. Niby się włączał ale ... nie dawało się na nim pracować. Wymyśliłem, aby opróżnić folder "Temp" ... przenosiło to ponad pół godziny a kosz był opróżniany ... ponad dwie godziny. Czekając na zakończenie tych czynności przeszukiwałem internet w poszukiwaniu ratunku. Wcześniej miałem sygnał, że w IExplorerze pojawiała się "delta" i wyskakiwały reklamy a użytkowniczka musiała skorzystać z IE. Zauważyłem, że najwięcej obciążał CPU właśnie proces explorer.exe System nie pozwolił jednak odinstalować ani nawet wrzucić do kosza IE (jako bardzo ważnego). Generalnie przy uruchamianiu systemu wyskakiwało okno Symanteca Endpointa o zagrożeniu integralności ... ale po przeczytaniu komunikatów można było jedynie zamknąć to okno. Symantec ma bazę od stycznia i nijak nie idzie go naprawić a kobieta która sprzedawała licencje nie odpowiada na maile. Dopiero pod koniec dnia zauważyłem, że jedynym "ratunkiem" przed całkowitym zamuleniem było pozostawienie otwartego tego okna. Tzn. można było odnieść wrażenie, iż otwarte okno "trzymało w ryzach" (wirusa?) tzn. ten Symantec. Wcześniej gdy zamykałem, to naprawdę ciężko było mówić o pracy z komputerem. Oczywiście to nie jest rozwiązanie problemu. Zwłaszcza, że przy wyłączaniu pojawiały się co rusz jakieś dziwne komunikaty, że to i tamto. Ostatecznie trzeba było przyciskiem zasilacza wyłączać. (nie wiadomo czy jutro ruszy) Zatem po powrocie do domu szukanie rozwiązania. Znalazłem "sfc", czy pomoże, to się okaże. Pod wieczór chciałem się przejechać rowerkiem ... a tu bach powietrza nie ma. Co za dzień?