niedziela, 5 czerwca 2011

Błyskawiczne w Wągrowcu "na opak"

Udało mi się przekonać Ewę, aby jechać do Wągrowca na turniej szachów błyskawicznych. Zawsze miałem problemy z tą odmianą szachów, tylko raz na kursie instruktorów szachowych jak graliśmy na zegarach elektronicznych z dodawanym czasem było OK. Oprócz partii z juniorkami moja gra była teraz "na opak" tzn. wygrywałem gorsze pozycje grając na czas a przegrywałem lepsze szukając decydującego rozstrzygnięcia. Mogę się tylko cieszyć z pokonania Lecha Schneidera, z którym powoli będę miał dodatni bilans. Grałem z nim jakąś odmianę słowiańskiej i nawet zaczęło być lepiej bo zdobyłem jakość ... i wtedy zorientowałem się, że mam gorszy czas i uświadomiłem sobie, że Lech gra właśnie na ten mój nieszczęsny czas. Postanowiłem się zmobilizować i grać po prostu szybko, co zaowocowało zaraz oddaniem jakości ale to Lech zaczął się zastanawiać i widać, że nie mógł się zdecydować i tracił kolejne sekundy i ostatecznie ja wygrałem na czas :) Nie grałem do końca, bo rundy się trochę przeciągały a umowa z Ewą przewidywała, że o 14-ej miałem skończyć, zatem trzy rundy przed końcem wycofałem się. Pewnie wylądowałbym gdzieś w środku tabeli. Grało 40 zawodników ale w tym wielu wyjadaczy ... w trzeciej rundzie miałem też ładną partię z Ancutą, bo wymyślił zmienić trochę wariant w obronie dwóch skoczków, później mówił, iż zależało mu głównie na zaskoczeniu i zyskaniu na czasie i to mu się udało, bo pozycję dostał gorszą ... ale wygrał na czas. Właściwie, to powinienem sobie odpuścić turnieje szachów błyskawicznych na zegarach mechanicznych - jedyną szansą są dla mnie zegary elektroniczne i to z systemem dodawania czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz