Zaczęło się dobrze - do południa, czarnymi z Rafałem Lisiakiem. Zaryzykowałem gambit budapesztański i nie znał i przeszedłem do końcówki lekkofigurowej, on z dwoma gońcami, które nie miały jak grać, ja ze skoczkiem i grającym gońcem, do tego miał jeszcze dubla pionowego i jednego izolowanego i do tego jeszcze przysypiał nad partią. Jednak pod koniec partii trochę się ożywił i grał do samutkiego końca. Po południu, białymi z Arturm Hrymowiczem - zagrał obronę sycylijską licząc pewnie na wariant zamknięty, który zagrałem z jego nauczycielem ale ja zmieniłem wariant i ... nawet zdobyłem piona ... ale wymieniłem nie te figury. Zostawiłem sobie skoczka a powinienem zostawić czarnopolowego gońca ... i by było dobrze. Natomiast Artur za chwilę odbił piona i wcale nie przejmował się moją falangą pionów wędrującą na jego krótką roszadę i to go zbawiło. Jego atak był szybszy a mój nie zdążył dojść do celu. Pod koniec zobaczyłem jeszcze piękną kombinację ... tylko nie zauważyłem jednego wtrąconego związania hetmana i ... kombinacja nie doszła do skutku.
Jutro zaczynam od pauzy (tego się obawiałem). Zastanawiam się, czy jechać na ostatnią rundę ... sensu nie ma ale chyba pojadę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz