Pierwotnie planowałem tytuł wpisu "Jak okradłem malarzy?":) Przez 3 dni bawiłem się w malowanie 2 pokojów. Zaoszczędziłem ... ok. 500 a może nawet 1000 zł. Trochę epizodów malarskich miałem już w swoim życiu. W dzieciństwie do moich obowiązków należało malowanie płotów, co nie było ciekawym zajęciem ale ... trenowało cierpliwość. Przy okazji malowania w mieszkaniu zawsze byłem delegowany na ... pomocnika malarza. Z tamtych czasów pamiętam opowieści wojenne Bolesława Janickiego. Naprawdę miał dar opowiadania. Oczywiście malowanie było wtedy inne, niż obecnie (dominowały farby kredowe, ostateczny kolor był zagadką). Zapamiętałem jeszcze "patent" na malowanie prostej linii. Otóż sznurek "brudziło się" kolorowym proszkiem (farbą), 2 ludzi ustawiało odpowiednio końce, naciągając sznurek i gdy wszystko było ok następowało "strzelenie" (jak cięciwą w łuku). Na ścianie pozostawał ślad eleganckiej prostej linii. Wtedy wystarczyło wziąć pędzel i ładnie poprawić, oczywiście to tego też potrzebny był "dryg". Obecnie technologia poszła bardzo do przodu. Już nie trzeba mieć takich talentów, wystarczy chęć do pracy. Malowałem farbami Beckersa, po prostu bajka. Nie kapią, nie śmierdzą dobrze kryją itd. generalnie polecam.
Moje epizody malarskie były związane również z Niemcami. Gdy już byłem prawie bez grosza w Berlinie (bez biletu powrotnego) (tak gdzieś 25 lat temu), to trafiło mi się malowanie kuchni. Zarabiałem wtedy 10 DM na godzinę i to były naprawdę niezłe pieniądze. Starczyło, aby wyruszyć do Bochum a następnie Wickede. W fabryce, w której znalazłem prace, też często zdarzało mi się malować. Przy czym malowanie ścian, to akurat był rarytas aczkolwiek wymalowałem tam pewnie kilkadziesiąt wiader farby. Malowałem tam specjalnymi farbami podłogi. To była już wyższa szkoła jazdy, bo farba była dwuskładnikowa a od zmieszania było mniej niż pół godziny do kompletnego stwardnięcia farby i rolki też były już do wyrzucenia. Podłogi wychodziły jednak fantastyczne, kto wie czy nie fundnę sobie takiej w garażu? Malowałem w tej fabryce również taki nazwijmy to ramy i ta farba to była już prawdziwa "chemia", trzeba było uważać żeby się oparów za dużo nie nawdychać, bo ... odlecieć by pewnie można. Zdarzały się nawet, w czasie tego pobytu w Niemczech, fuchy malarskie. To zakładowy elektryk miał schody do pomalowanie, to szef fabryki miał płot do pomalowania i zawsze były extra pieniądze. Zatem generalnie, to malowanie wiele razy mnie poratowało.
Oby Dyrekcja i Rada pedagogiczna (i/lub rodziców) tego zdjęcia nie zobaczyła, bo mogą źle pomyśleć i będzie kłopot z prawami do wykonywania zawodu. :-))
OdpowiedzUsuńTeraz wzorem zza Atlantyku wszyscy chcą być politycznie poprawni i (mając skrajne myśli Polaków) ogłoszą, iż propagujesz nie tyle goliznę, co goliznę podczas pracy! Dodatkowo jeszcze się tym chwalisz. Poczekaj (i się przygotuj z psychologiem) na manifestacje przed oknami...
PS
Zalecana wyprawa pokutna do sanktuarium lub wizyta u biskupa.
A propos biskupa (JW / Dominikana). Dzisiaj prawie na każdym portalu informacja o odroczeniu procesu z powodów zdrowotnych.
OdpowiedzUsuńW moim przypadku "golizna" wynikała z pragmatyczności. W przypadku kontaktu skóry z farbą wystarczy zmyć, natomiast przy zastosowaniu odzieży, należy zastosować dłuższą procedurę tj. pranie a pewności nie ma, czy wyschnięta farba zejdzie ... :)
Coraz starszy jestem i coraz mniej przejmuję się opiniami innych. Rzeczywiście różne "poprawności" się szerzą a Polacy często chcą być w pierwszym szeregu ale ... dopóki oficjalny protest nie wpłynie ... zdjęcie zostawiam :) ... jako pamiątkę.