Jakiś czas temu zgubiłem breloczek do kluczyków. Fajny był, jeszcze od SAD-u z logo Apple i napisem "Jacek". Nie mając nic innego przypiąłem sobie jedną z ostatnich trumienek od LINDNERa. Niestety powrócił problem znikającej mocy silnika i zapalonej kontrolki "check engine". Tylko 400 km od ostatniej naprawy udało się w miarę jeździć. Nawet mniej, bo już wcześniej wróciły objawy ale zapamiętałem, że do następnego tankowania. Nigdy nie można być pewnym. Wydaje się, że nadeszła już ostatnia możliwość. Postanowiłem wymienić sondę lambda. Mechanik twierdził, że to nie ona ale jak wyczytałem, to trwałość sond wynosi ok. 160 tys. km ... no i mój Swift już przekroczył tę granicę. Zatem znając podejście nowoczesnej branży technicznej nadszedł kres. Trochę jeszcze poczytałem i doszedłem do wniosku, że w ramach oszczędności nie będę wymieniał obu sond ale tylko tę przed katalizatorem, bo ona jest odpowiedzialna za regulację dopływu paliwa. Natomiast sonda za katalizatorem jest tylko diagnostyczną i może wskazać kiedy katalizator "padnie" a to już nie odgrywa aż takiej roli. Pierwotnie chciałem kupić dwie od Boscha i to by mnie wyniosło ok. 450 zł a kupię jedną od ... mniej znanej firmy i zapłacę ok 130 zł. Nie mogę ładować bez końca w samochód. Mam nadzieję jeszcze nim pojeździć z 3 lata. O ile diagnoza okaże się trafna. W końcu jak wymieniłem filtr powietrza, to też się cieszyłem a niestety to nie było to.
Dzisiaj Swiftem urzędowała Ewa - ponieważ jej koleżanki nie jechały na zajęcia. Oczywiście miała pretensje co do samochodu i trudno się dziwić.
-
Białoruski mistrz rozłożył mnie w obu partiach na chess.com, w obu moich standardowych kontynuacjach i białymi i czarnymi. Widocznie na silnych zawodników są za słabe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz