Ten tydzień przyniósł lekkie ochłodzenie, dzisiaj nawet napaliłem w kominku. Miałem biec z Ewą ale później zrezygnowała. Zatem poszedłem sam. Wymyśliłem sobie zrobić dzisiaj 10 km w 50 min, żeby się sprawdzić. Ubrałem nawet polar bo jednak było naprawdę chłodno. Jedną rundkę zrobiłem sobie jako rozgrzewkę, bez pomiaru czasu. Włączyłem zegarek na drugim kółku i ruszyłem ostro. Gdy spojrzałem na zegarek na pierwszym pomiarze, to aż się przeraziłem 4:30 stwierdziłem że za szybko i nie wytrzymam ale postanowiłem zwalniać tylko stopniowo (bo gdybym całkiem zwolnił, to pewnie bym biegł już tylko wolno). Gdy kilka kolejnych kółek zrobiłem po 4:40 (+kilka), to uwierzyłem, że dam radę spokojnie złamać te 50 minut. Zatem trzymałem tempo ... i się udało 46:46:01! Nawet jeśli wziąć poprawkę na te brakujące 30 m (10x30=300m) czyli ok 48 minut, to i tak jest super. Nie spodziewałem się. Trzeba jednak pamiętać jak blisko była "porażka", przecież moglem zwątpić, mogłem zwolnić, mogłem nie wytrzymać.
Jeszcze przed wyjściem zauważyłem w statystykach bloga, iż 20.09 miałem niespotykaną liczbę odwiedzin.
245 w ciągu jednego dnia (!), wtedy był wpis o "mgle", zastanawiałem się o co chodzi - czyżby jakaś koleżanka z pracy przeczytała i "podała dalej"? Taka była pierwsza myśl. Gdy wróciłem po biegu jeszcze raz zajrzałem do statystyk i wszedłem do "odbiorcy" a tam ... Turcja (!) Zatem ot jakiś dziwny zbieg okoliczności ... może jakiś "turecki" zwrot był tekście?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz