piątek, 14 czerwca 2019

Mały błąd, duży problem

Upały nie odpuszczają. W szkole pierwszy raz (od kiedy pamiętam) z powodu gorączki, lekcje zostały skrócone o 10 minut, a i tak było ciężko. Trudno się dziwić, że w takich warunkach łatwo o pomyłkę. Gdy na radzie pedagogicznej omawiałem detale, na które szczególnie trzeba zwrócić uwagę przy drukowaniu świadectw i arkuszy ocen, kilku osób nie było, a i tak większość towarzystwa zaczęła sobie rozmawiać, więc skończyłem moją prezentację. Już następnego dnia trzy osoby zgłosiły się z problemem, który było omawiany. Dzisiaj było drukowanych wiele świadectw, w czasie mojego wystąpienia, zwracałem uwagę, że szczególnie trzeba uważać na wpisy, na świadectwach ukończenia szkoły, ponieważ mamy jeszcze dwie klasy gimnazjalne. Domyślnie było ustawienie właśnie dla kończących gimnazjum. Koleżanka poprosiła mnie o przestawienie w DE na potrzeby klasy ósmej. Przestawiam, sprawdzam, zaczynamy pobierać pliki. Pojawia się koleżanka ze świadectwami gimnazjum na pendrivie i chęcią drukowania. Nie wpadłem jednak na to, iż ... pobrała te świadectwa przed chwilą. Za jakiś czas pojawiam się przy drukarce i ... słyszę informację o popsutych świadectwach (sp zamiast gim). Trudno mi wziąć winę za ten błąd, zwłaszcza iż na radzie zacząłem swoje wystąpienie właśnie od zwrócenia uwagi na ten detal przy drukowaniu. Akurat ta koleżanka była wtedy.

Po szkole udaję się do pierwszego GOPSu. Rano zrobiłem aktualizację ważnego programu na jednym komputerze, w drodze powrotnej zaprawiony w boju i wyczulony na sprawdzanie kolejności procedur dokonuję aktualizacji ważnego programu na jeszcze ważniejszym komputerze i ... idzie dobrze, nadspodziewanie dobrze. Rowerem przejeżdżam do drugiego GOPSu i przystępuję do aktualizacji ważnego programu. Przy czym wczoraj zrobiłem jeden ważny punkt z procedury, aby dzisiaj było szybciej. Przystępuję do dzieła, wykonuję zadania z checklisty i odpuszczam punkt, który zrobiłem wczoraj, który normalnie wykonuję przy każdej innej zwykłej aktualizacji. Prawdopodobnie tu właśnie następuje błąd, tzn. opuszczenie tego etapu, przy wykonaniu poprzednich, skutkuje tym, iż ... w czasie aktualizacji niespodziewanie wyskakuje okienko z błędem. Próbuję teraz zrobić punkt, który opuściłem, ale ... okazuje się, że prawdopodobnie plik w czasie aktualizacji już się uszkodził. Wszystko działo się pod koniec dnia pracy. Zostaję zatem z problemem do poniedziałku. W poniedziałek rano ... musi się powieść plan, który wymyśliłem na spokojnie już w domu. Niemniej sytuacja nie jest komfortowa. Kolejny raz mam dowód na to, że jednak zasługuję na pieniądze, które inkasuję. Podejrzewam, że dla laika problem ... byłby nierozwiązalny. Fachowiec wziąłby pewnie w takim przypadku grube pieniądze. Stąd moje miejsce w tym "łańcuchu" jest w pełni uzasadnione.
Wczoraj odebrałem mój P0 MYSL. Trzeba było jechać trzeci raz do Poznania. Na szczęście w Obornikach nie było już ruchu wahadłowego i udało się rozsądnie dojechać. Gdy wyjeżdżałem, to naprawdę mocno padało, więc uznałem, że nie warto jechać na myjnię (a tak teoretycznie powinienem zrobić z tym samochodem zastępczym). Tylko trochę pyłu zostało z tyłu samochodu, po wyschnięciu, ale dealer nie zrobił z tego problemu. Ja zatankowałem na stacji przy Auchan benzynę za 4,84 za litr, gdzie wszędzie jest po przynajmniej 5,20 za litr, ale zatankowałem naprawdę do pełna, a na starcie dostałem auto tylko z teoretycznie pełnym bakiem, bo pierwsza kratka zniknęła po 20 km a u mnie znika przynajmniej po 120 km, zatem jakieś 5 litrów. Przy okazji okazało się, że oprócz zderzaka trzeba było wymienić również światła, bo chociaż się nie zbiły, to okazało się, że urwały się takie stopki mocujące (niewidoczne normalnie). W normalnym warsztacie na pewno by to zostawili, bo skoro lampa ma trzy z czterech stopek ok, to po co wymieniać? Ale w tym zakładzie wymienili, no bo tu trzeba tworzyć koszty, a nie szukać oszczędności. Podejrzewam, że ostatecznie ta wymiana została wyceniona przynajmniej na 2500 zł, do tego moje trzy wyjazdy do Poznania, za które nikt mi nie wróci, to jakieś 500 zł. Czasu zmarnowanego i nerwów też nie sposób policzyć. A wszystko to, przez chwilę nieuwagi młodego człowieka, który nie zdążył wyhamować 25.  kwietnia. Oczywiście ja też mogłem wybrać - tzn. wziąć od młodego człowieka 500 zł i jeździć z uszkodzonym delikatnie zderzakiem. Wtedy miałbym zysk. Chociaż, bardzo prawdopodobne, że na przeglądzie mogliby się czepiać i znów byłby problem i wtedy mógłbym stracić ... na moim ubezpieczeniu. Dealer nie omieszkał zmienić podkładki pod tablicę rejestracyjną, a co. Ale starą zostawił w bagażniku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz