Przez dwa dni jeździłem z wychowankami na finały wojewódzkie w szachach drużynowych do Zbąszynia. Dzisiaj jest po wszystkim i czuję, jakie to jest męczące - takie jechanie i ... pilnowanie. Niby nic się nie robi, ale ... się męczy. Do tego wszystkiego w poniedziałek miałem kolejny, szczególny przypadek. W ostatniej rundzie, gdy zmęczenie daje się już mocno we znaki, jeden z moich zawodników przyszedł do mnie z wielkim żalem, że przegrał partię a jego przeciwnik popełnił dwa błędy a sędzia tego nie uznał. Zawody sędziowane były przez rodzinny duet: Marka i Roberta Goździkiewiczów. W 2016 r. miałem już w Zbąszyniu interwencję, która niestety nie zakończyła się pomyślnie dla Wapna. Też wydarzyło się to w ostatniej rundzie i ... było bardzo przykre dla mojej zawodniczki, bo został wypaczony wynik partii z wygranej na przegraną. Ja znam zasługi Pana Marka dla szachów nie tylko z artykułów w Internecie. Od wielu lat miałem możliwość dostrzegania zawodników ze Zbąszynia na wielu zawodach. Ja mam świadomość jak wyczerpująca jest aktywność na takim dużym dziecięcym turnieju, gdzie trzeba mieć oczy szeroko otwarte i ogarniać 200 dzieci. Ja wiem, że czasami trzeba podejmować kontrowersyjne decyzje, bo niepodjęcie decyzji, to dopiero klęska. Ja mam szacunek dla wieku, bo wiem, że każdy kiedyś będzie wiekowy i nie będzie już tak błyskotliwy. Dlatego trudno mi się było upominać o prawa moich zawodników. Nieszczęśliwie się składało, ale taki pech, to już dla mnie normalność, że sędzia nie chciał się zgodzić z moją wersją zdarzeń. Zdawałem sobie również sprawę, w jak niezręcznej sytuacji stawiam sędziego głównego. Nawet jeśli przyznałby mi w duchu rację, to ... więzy rodzinne też jednak zobowiązują. Oba moje "przypadki" dotyczyły teoretycznie mało znaczących zawodników i nie miały wpływu na rozdział medali, awansów itp. Trzeba jednak dbać o zasady, jeśli chcemy wychować porządnych obywateli a nie cwaniaków. Myślę, że oprócz samego uczenia zasad gry powinniśmy uczyć młodzież sportowej postawy. Jeśli na każdym kroku będą się spotykali z przejawami sportowych zachowań, to stanie się ich naturalnym stanem myślenia. Jeśli szachiści będą sami z siebie grali fair play, to rola sędziego sprowadzi się do ... zapisywania wyników. Oczywiście dużo wody upłynie, zanim doczekamy takich czasów, jednak ... trzeba propagować takie postawy, trzeba co jakiś czas przypominać o takich postawach. Wtedy ... będzie lepiej.
Wracając do mojego szczególnego, poniedziałkowego przypadku. Zdawałem sobie sprawę, iż niewiele osiągnę nerwami, podniesionym głosem, udowadnianiem swoich racji. Zwłaszcza w finałowej fazie, gdy powoli trzeba było "pisać dyplomy". Postanowiłem "odpuścić" (w tym momencie) dochodzenia praw. Po powrocie jeszcze raz opisałem sytuację i wysłałem do sędziego wiadomość. Już jadąc dzisiaj do Zbąszynia otrzymałem obszerną odpowiedź. Najważniejsze jednak w tej wiadomości było, iż ... sędzia przyznał mi rację. Ja oczywiście pogodziłbym się z "przegraną". Nie raz przegrywałem i umiem przegrywać, jestem w przegrywaniu bardzo zaprawiony. Jednak w tym przypadku nie chodziło przecież o wygraną jednej, czy drugiej strony konfliktu. Chodziło o zwycięstwo idei szachów fair play. Jeśli "wychowamy" sobie pokolenie szachistów "honorowych", to ... sędziowie będą się lenić :)
___
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz