Piątek i to trzynastego jest uważany za ... pechowy. Praktycznie jest już koniec dnia i trudno mi ocenić ten dzień. Generalnie chwyta mnie coś wirusowego, bo czuję coś w gardle. Rano zjadłem ząbek czosnku i trochę miodu ale ... nie przeszło. W czasie jednej z wizyt w domu wypiłem podwójną Aspirynę C ale trzyma dalej. Nie mam (chyba) gorączki ale czuję wyraźnie drapanie w gardle i lekkie bóle w mięśniach barkowych. Przez ponad pół roku się przygotowywałem i nie chorowałem, zostały 2 dni a tu się jakaś grypa (czy coś) przywlokła. Nie mam zamiaru odpuścić.
Zrobiłem wszystko, co miałem do zrobienia. Lekcje, apel, kawę, korepetycje, siatkówkę, szachy. Nawet tego Lenovo udało mi się ostatecznie przywrócić, chociaż trwało to o wiele dłużej niż myślałem i nie nagrałem z tego filmu jak planowałem a "reanimacja" była naprawdę pouczająca.
Na szczęście zadzwoniła pani z banku i mnie oświeciła, że muszę dokumentację konkursową przekazać im już w poniedziałek a mi gdzieś mignęło "do końca października" ale to bank musi oddać dalej do końca października.
Nie obyło się dzisiaj kilka razy bez "nieśmiertelnego" pytania "Na ile kilometrów ten Maraton?" :)
Jutro wyjazd po pakiet startowy do Poznania a mało co bym zapomniał wydrukować kartę startową potrzebną do odbioru pakietu. W ferworze "walki" z Lenovo zostawiłem w Wapnie strój sportowy, w tym spodenki, w których miałem zamiar pobiec ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz