środa, 13 października 2021

Fart i niefart


 Z lekkim dystansem spoglądam na wydarzenia w ostatnich dniach. Zaczęło się w piątek a nawet wcześniej. Zgodziłem się pomóc MP w niedzielnych Mistrzostwach Powiatu w Szachach. W sobotę miałem wyjazd z Ewą do Bydgoszczy na "Barona cygańskiego". Nie chciałem psuć atmosfery informacją o niedzielnym wyjeździe, więc postanowiłem przełożyć informację na niedzielę. Chociaż byliśmy w Bydgoszczy wiele razy, to w okolicach Wyspy Młyńskiej byliśmy pierwszy raz. Pojechaliśmy wcześniej, zaparkowaliśmy na parkingu, który był blisko, ale oczywiście był drogi. Do szukania lokalu wybraliśmy zły kierunek. Tzn. kręciliśmy się w rejonach "muzealnych", ale tam nie było ciekawych lokali. W końcu na kawie wylądowaliśmy w ... coś z Yoga było. Kawa była dobra, sernik też, ale ceny były wysokie, a lokal nie był aż tak atrakcyjny. Później okazało się, że spokojnie mogliśmy udać się do opery, bo tam całkiem niezły lokal był. Jednak jeszcze przed spektaklem trafiliśmy w ten rejon, którego potencjalnie oczekiwaliśmy - czyli rynek z wieloma ciekawymi lokalami na wysokim poziomie. Przynajmniej wiemy, gdzie trzeba się udać następnym razem. No ale w końcu trudno się spodziewać, że wszystko się uda od samego początku. Do opery udało się wejść w miarę sprawnie, a nie było to wcale łatwe, bo trzeba było zakładać maseczkę, wypełniać oświadczenie etc. Miejsca były nie najgorsze, przedstawienie był całkiem niezłe, chociaż nie chce mi się opisywać szczegółowo. Obok nas siedział Krzysztof (?) fryzjer dyrygenta orkiestry, który wierzy w przeznaczenie i szybko nawiązuje kontakty. Też mógłbym wiele napisać, ale ... W niedzielę niespodziewanie gładko poszło poinformowanie o wyjeździe na warcaby - bałem się, że będzie większa awantura. Pojechałem na warcaby i myślałem, że może nawet coś osiągnę, ale okazało się, że warcabiści są dosyć dobrzy w swojej dyscyplinie i ledwie 50% udało mi się zrobić, chociaż niektórzy spodziewali się, że skoro jestem dobrym szachistą, to i w warcabach jestem dobry. A tu nic. Byłbym zapomniał ... w sobotę przepaliła się grzałka w bojlerze. Oczywiście jest to trochę zachodu. Wymianę zapowiedziałem po powrocie z warcabów. W końcu miałem zapasową grzałkę. Niestety teść przypadkowo naruszył rurkę i po pierwszym włożeniu okazało się, że bojler cieknie. Trzeba było spuścić wodę z bojlera, na szczęście mało nalaliśmy. Rozkręcanie, lutowanie, ponowne zakładanie, napuszczanie i okazuje się, że ... lut nie był za dobry. Znów spuszczanie, wyjazd do szwagra, lutowanie lepszą lutownicą, zakładanie napuszczanie i na początku było dobrze, ale po nagrzaniu lut puścił i wiadomo było, że trzeba będzie kolejny raz wymieniać. W szkole cały czas napięcie i dużo pracy. Cały czas kontrolowałem się jednak, aby panować nad emocjami, bo wiedziałem, że nerwy nic nie dadzą. Pojechałem nawet na radę do Wągrowca, chociaż tego dnia nie miałem tam lekcji. Dzisiaj przed pracą spotkałem kolegę, który mocno podpadł w pracy, ponieważ wczoraj zwolnił wcześniej ucznia z lekcji. Nic się nie stało, nawet mama ucznia nie miała pretensji, ale ... Kolega miał z tego powodu burę, jednak dzisiaj jeszcze się pogrążył, ponieważ wyszedł z klasy i właśnie wtedy zjawiła się dyrekcja, a wyjście z klasy w czasie zajęć, to też problemy. Oczywiście teraz też nic się nie stało, bo uczniowie mieli zadania i je rozwiązywali, ale ... Aż dziwne, że mi się to nie przytrafiło. Natomiast mi udawało się relatywnie szczęśliwie przechodzić przez wiele lekcji, bo chociaż nie jestem ekspertem w przedmiotach, których nauczam, to zawsze udawało mi się czegoś ciekawego nauczyć i miałem wrażenie, że uczniowie to doceniają, że coś z moich lekcji wynoszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz