niedziela, 6 czerwca 2021

Złota (papierowa) Wieża - 2021


 Oficjalną wersję wstawiłem na stronach szkolnych. Tu mogę sobie pisać ... co chcę (przynajmniej na razie). Rozgrywki drużynowe mają swój urok, zwłaszcza w wersji drużynowej. Ja to doskonale rozumiem. W tym roku zrobiliśmy (wręcz z inicjatywy wicestarosty) rozgrywki indywidualne z klasyfikacją drużynową. Wiele lat temu zrobiłem taki "numer" (z takim systemem rozgrywek) w powiatowych finałach rozgrywek SZS i też znalazł się przeciwnik takiego systemu, który mnie straszył, że zgłosi to wyżej, że to psuje ideę rywalizacji drużynowej, że jeśli zawodnicy z jednej drużyny grają między sobą, to pozbawiani są szansy zdobycia dodatkowych punktów (że przynajmniej jeden punkt zostaje dla drużyny, tego nie zauważają) itd. itp. Jednak gdybyśmy zastosowali się do klasycznego systemu rozgrywek opracowanego dla "Złotej Wieży", to  byłyby tylko dwie drużyny, zatem byłby jeden mecz, jedna partia i ... zwycięzca meczu byłby mistrzem, druga drużyna wicemistrzem i 7 (z 14) zawodników wcale by nie zagrało (bo nie spełnialiby warunków dla drużyny, bądź byliby rezerwowymi) i po tej jednej partii moglibyśmy zakończyć całe rozgrywki. W warcabach byłoby jeszcze "lepiej", bo nie musieliby grać wcale, ponieważ formalnie istniała tylko jedna drużyna pięcioosobowa (z zawodnikiem rezerwowym), później było dwoje i jeszcze jeden "rodzynek". Zatem można by było wręczyć dyplom za 1. miejsce nawet nie rozkładając sprzętu. Przy zastosowanym systemie nastąpiło "cudowne rozmnożenie" drużyn, faworytom nikt, niczego, nie zabrał, statystyki wyglądają "ciekawiej", zawodnicy trochę sobie jednak pograli. Tu i tu było po 7 rund, przy czym w warcabach - kołówka, a w szachach szwajcar. Zastanawiałem się, czy zagrać, ale znów ktoś by zauważył, że jak sędzia może grać, więc sobie odpuściłem. Natomiast co z tego miałem? Musiałem formalnie załatwić z dyrekcją salę. Musiałem przygotować salę i sprzęt. Z własnych funduszy zakupiłem: kawy (zwykłą i rozpuszczalną), herbatę, mleko i cukier. Musiałem dzisiaj przyjechać i poprowadzić ten turniej. Po turnieju trzeba było poznosić stoły, krzesła i sprzęt i ogarnąć teren. Napisać relację, wstawić do Internetu. Do tego jeszcze otrzymać opieprz od żony, że obiad stygnie. Zatem - nie jest to wdzięczna praca :)
Udało mi się "wymigać" od zawożenia sprzętu szachowego do Łekna na finał wojewódzki, chociaż z drugiej strony - mam trochę obaw o ten sprzęt. Do tej pory (od kilku lat) zawoziłem, rozkładałem, pilnowałem, czasami grałem, składałem i odwoziłem i robiłem to oczywiście na własny koszt. Próbuję zachęcić działaczy, aby to właśnie mnie wzięli na sędziowanie imprezy wojewódzkiej - wtedy bym przynajmniej coś zarobił, ale znów nie załapałem się na sędziowanie (i na granie też), zatem chyba świadomie nie pojadę i ... niech zobaczą, że sprzęt sam się nie rozkłada, sam się nie składa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz