sobota, 7 sierpnia 2010

5. Heidelauf - Ense-Hoingen 10 km


Dziwnym trafem wystartowałem w zagranicznym biegu na 10 km (podczas spaceru po mojej miejscowości zobaczyłem plakat informacyjny). Nastawienie było na złamanie życiówki ale jak zobaczyłem profil trasy, to zwątpiłem - pierwsze 5 km z górki a druga półówka pod górkę, różnica poziomów 120 m (!). Organizacja biegu bez zarzutu, świetne oznaczenia, zangażowanych mnóstwo ludzi do obsługi, startowe mniejsze niż w Polsce, bo tylko 4 Euro. Start na 10 km nastąpił z lekkim opóźnieniem, bo czekano na wszystkich zawodników z biegu na 5km i nordic walking. Stawka od samego początku się rozciągnęła i nie było zbyt wielu mijanek. Międzyczas na 5 km rewelacyjny 22 minuty z groszami (tak chciałbym biegać normalnie) ale na drugiej połówce już zdarzały mi się chwile przejścia do marszu i trwała ona równe pół godziny - razem wyszło 52:01, czyli przeciętnie (miało być lepiej) oczywiście na płaskim stadionie okazało się, że miałem jeszcze dużo sił i stać mnie było na przyzwoity finisz. Spiker przedstawił mnie jako niespodziewanego gościa z Polski i były oklaski. Na mecie napoje i jakieś dezodoranty do mięśni. Niestety w tomboli (losowaniu nagród wśród numerów startowych) nie wylosowano mojego numeru (tylko o jedno oczko większy - nagrodą była 5l beczka piwa). Z wydruku wynikało, że zająłem 27 miejsce na 38 zawodników (3 lub 4 kobiety miały oddzielną klasyfikację). Życiówki nie było ale jak na bieg "górski" nie było najgorzej i trochę jeszcze zabrakło mobilizacji, bo siły jeszcze były :)
(tylko takie zdjęcie udało mi się znaleźć - po prawej stronie z nr. 1940)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz