środa, 13 lipca 2016

W chaszczach Choszczna

W końcu wróciłem z wakacyjnego wypadu. Szukałem, szukałem - gdzie można zagrać w szachy ale żeby nie było za długo ani za daleko. Ostatecznie padło na Choszczno jako przystanek w drodze nad Bałtyk. Turniej był dwudniowy, pięciorundowy - tyle ile jest w stanie "przeżyć" Ewa. Łatwiej było mi podjąć decyzję, ponieważ wiedziałem kto stał za organizacją tego turnieju :). W komunikacie było napisane, że organizator nie pośredniczy w załatwianiu noclegów. Krzysztof Dłużyński nie przejmował się jednak komunikatem i już następnego dnia po kontakcie miałem namiary na kwaterę. 
Dostałem nawet mapkę sytuacyjną :)
Numer tel. do agroturystyki 500-048-443 (zapisuję, bo może się przydać). W internecie tej oferty nie znalazłem. Z panią recepcjonistką/właścicielką wszystko (prawie) ustaliłem. Nie wiedziałem co prawda ani jak się "hotelik" nazywa ani jaki jest adres ale pani powiedziała, że trafię ... i trafiłem. (bez nawigacji) Co kawałek tabliczki "teren prywatny" itp. ale jechałem i dojechałem. Domek rzeczywiście stoi tuż przy brzegu jeziorka. Dookoła stawy i ... chaszcze, czyli krzaki :) Internetu niestety (a może stety) nie było. Komarów na szczęście też nie było. Cena jednak była znośna (40 zł/os.). W każdym razie ja oceniam pobyt tam bardzo dobrze - nam bardzo tam odpowiadało. Na kajak się nie zdecydowaliśmy, chociaż był w cenie pokoju, bo kapoków nie było. 
Teraz o turnieju. Partia pierwsza - czarnymi ze Sławomirem Dulębą. Zagrał partię szkocką a ja wybrałem wariant z hetmanem na h4, w którym białe mają inicjatywę ale jeśli czarne wyjdą "na prostą", to jest duża szansa dla czarnych. Tak było i w tej partii - spokojnie wygrałem. Druga partia - białymi z Janem Ciesielskim. Graliśmy obronę francuską z "moim" wariantem z pionem g3 i gońcem na h3. Wszystko było ok, aż nie wpadłem na pomysł na przedwczesny wypad skoczkiem, który kosztował mnie piona. Niestety junior grał dalej bardzo precyzyjnie. Doszło do wieżówki i z tym pionem miałem jeszcze szanse na remis ale junior grał naprawdę dokładnie. Nic się nie pomylił i wygrał. (w czwartej rundzie zremisował ze zwycięzcą FM Jerzym Kotem, czyli naprawdę dobrze gra, chociaż ranking ma jeszcze niski). Trzecia partia z ... gospodarzem turnieju - Krzysztofem Dłużyńskim. Gdyby wynik poprzedniej partii był inny, to pewnie bym remis zaproponował a tak przyszło mi walczyć przeciwko "dobroczyńcy". Poszła obrona Caro-Kann i doszło do pozycji, którą sam często grałem czarnymi (w czasach, gdy grałem Caro-Kann) i przypomniało mi się jak Lech Schneider ofiarowywał tam skoczka na f7 i otrzymywał mocny atak. Zaryzykowałem i poświęciłem tego skoczka na f7 i ... udało się rzeczywiście otrzymać wygraną pozycję. Krzysztof jednak nie poddawał się i grał dalej. Musiałem bardzo uważać, co oczywiście wiązało się z czasem i tego czasu zaczęło ubywać. Kilka niedokładności i ... doszło do końcówki, w której musiałem oddać wieżę za piona. Powstała końcówka, w której Krzysztof został z wieżą a ja z czterema pionami (b,c,f,g). Na szczęście piony były w parach i udało się wygrać. Po pierwszym dniu miałem 2 punkty z 3, zatem nawet nie tak źle. Po powrocie do kwatery okazało się, że dotarli tam jeszcze inni szachiści. Właściwie, to właśnie tam nocowała czołówka turnieju (tak się później okazało). Czwarta runda z Bogumiłą Walkowiak z AZS Poznań. Na cztery posunięcia zużyła 20 minut, zatem wiedziałem, że raczej nie będę miał niedoczasów. Czarnymi zagrałem obronę dwóch skoczków ale przeciwniczka wybrała wariant z 4.d3 a ja ostro poszedłem 4....d5. Szybko powstała pozycja wygodniejsza dla mnie ale to uśpiło moją czujność i poszedłem na uproszczenie (widząc swoją przewagę czasową), które doprowadziło do wyrównania sytuacji na szachownicy nawet z lekką inicjatywą dla białych. Jednak przeciwniczka nadal długo myślała i bała się grać agresywnie. Skończyło się tym, że przekroczyła czas i ... przegrała. Ostatnia, piąta runda - białymi z juniorem, II+ Piotrem Stylińskim, kolegą klubowym zawodnika z III rundy. Zagrał obronę Pirca, udało mi się przejść do fazy środkowej z większą przestrzenią i moim zdaniem minimalnie lepszą pozycją. Przeciwnik grał jednak dokładnie, bardzo dokładnie. Przeszliśmy do końcówki lekko-figurowej: po trzy piony ja z białopolowym gońcem, przeciwnik ze skoczkiem. Przeciwnik szukał wielu dróg do zwycięzca, zwłaszcza że czasu miał więcej (może właśnie dlatego). Wydawało mi się jednak, że remis był jednak jak najbardziej do osiągnięcia. W końcu czarnym udało się zdobyć piona ale nawet wtedy jeszcze liczyłem na remis. Doszło nawet do zrównania czasów na zegarze a nawet chwilami miałem lepszy. Ostatecznie po 102 posunięciach przegrałem. To była najdłuższa partia turnieju. Wszyscy musieli czekać na rozstrzygniecie. Zwycięstwo czarnych dało mojemu przeciwnikowi trzecie miejsce w turnieju. Ja spadłem na 14-e miejsce. Znów będzie spadek w rankingu. Przegrałem dwie partie z juniorami z Kołobrzegu. Nie grałem źle a jednak ... dalej regres.
-
Przed ostatnią rundą Krzysztof pokazał mi pomieszczenie i wyposażenie klubu. Trochę porozmawialiśmy o życiu szachowym. Jedno jest pewne - Choszczno, to obecnie bardzo jasny punkt na szachowej mapie Polski. Żeby było jasne, to jest zasługą szachistów (ludzi) w Choszcznie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz