W końcu trzeba było ... pobiec :) W końcu wypadało pobiec w biegu organizowanym przez Macieja Łucyka. Jedno trzeba przyznać - organizacja takiego biegu ... to już wielkie wyzwanie organizacyjne. Muszę pochwalić Macieja - BRAWO! PITS, przy takim biegu, to jednak pestka. Pojechaliśmy z Ewą i chłopakami trochę wcześniej, bo nie byłem pewien, czy od razu trafimy. Na szczęście udało się, trafiliśmy bezbłędnie i nawet trochę czekaliśmy w samochodzie, bo troszkę zaczęło padać. Generalnie pogoda bardzo dobra, bo słońce za chmurami. Miejsce tj. Jezioro Rusałka wydaje się idealne do takiej imprezy. Zieleń, spokój, super! Rozwiązanie dla biegaczy idealne - dla jednych 5 km, dla innych 10 km (czyli 2 pętle). Tak też zrobiliśmy - Ewa pobiegła 5 a ja 10. Dla Ewy był to pierwszy oficjalny start w biegu. Bardzo przeżywała, do końca nie było wiadomo, czy wystartuje ale pobiegła i zrobiła 30 minut z małym haczykiem. Ja pobiegłem bardzo spokojnie, wyszło 55:51 teoretycznie słabo ... ale nie byłem nastawiony na robienie wyników, bardziej zależało mi na relaksie przed PITS-em.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz