niedziela, 8 listopada 2015

Gorączka zakupów

Wiele się działo przez ostatnie dni. Maks znalazł teoretycznie pracę, chociaż dokładniej, to praca znalazła go. Dał ogłoszenie na Olx i dostał odpowiedź. Po wstępnej rozmowie ma się we wtorek stawić na szkolenie. Tylko, że do pracy ma ponad 10 km. Trzeba było pomyśleć o kupnie jakiegoś taniego samochodu. Na szczęście na konto wpłynęła nagroda MEN, zatem środki były. Zacząłem przeglądać oferty w internecie. Do tego doszły wymagania Ewy. Na szczęście Maks gotów był nawet na Tico. W sobotę przejrzałem chyba wszystkie oferty w promieniu 50 km w cenie do 5000 zł. Zacząłem już się czuć ekspertem w temacie tanich samochodów. Generalnie główne poszukiwania nastawione były na samochody francuskie: Peugot, Renault, Citroen. W grę wchodziły również: Ford i Fiat. Kilka ofert dodałem do obserwowanych a dzisiaj przed południem wybrałem się na objazd komisów wągrowieckich.  Oprócz ofert wcześniej wykrytych nic ciekawego nie poszukaliśmy. Oferta Seata (wcześniej wykryta) okazała się atrakcyjna z zewnątrz, natomiast od środka była ... kiepska. Z rozpatrywanych możliwości został jeszcze Clio z 1999 r. za 3900, który już na starcie został opuszczony do 3500 ale do tego doszłoby jeszcze 1300 opłat (był na niemieckich tablicach) i jeszcze przeglądy i inne opłaty i ubezpieczenie i pewnie 5000 by nie starczyło. Po powrocie postanowiłem jeszcze zadzwonić do Gołańczy, gdzie była prywatna oferta Nissana Micry z 2001 r. ale jechać 20 km, by zobaczyć jeden samochód? Zadzwoniłem jednak a kontrahent był  chętny do transakcji i zachwalał. No to się umówiłem i pojechałem. Wcześniej zadzwoniłem do mechanika, aby dowiedzieć się na co szczególnie w tym modelu zwrócić uwagę. Przy okazji dowiedziałem się, że silnik jest "nie do zdarcia", że mam wejść pod samochód i sprawdzić, czy rdzy za dużo nie ma. Wszedłem pod samochód - rdzy nie zobaczyłem. No zgodnie z wskazówkami rozpocząłem negocjacje od stwierdzenia, że "daję 3000 i odjeżdżam". Na co nastąpiła oczekiwana reakcja, iż "nigdy w życiu" i "zaraz odjeżdżam". No i stanęło na 3300 - co wspólnie zaakceptowaliśmy. Tylko,że ja nie miałem pieniędzy a samochód był formalnie sprzedawany nie przez tego pana, bo on dostał go tylko w rozliczeniu. Chociaż dokumenty wszystkie miał,  nawet niemieckie mówiące że poprzednio właścicielkami były 2 kobiety a tu w Polsce właścicielką też jest kobieta. No to ja wróciłem do domu pod pretekstem zabrania karty ze zdrapkami, bo umówiliśmy się na przelew. Jednak przy okazji musiałem zasięgnąć języka, czy to wszystko "trzyma się kupy"?. Podobno wszystko było możliwe ale poradzono mi, abym uzyskał oświadczenie od pana, że to właśnie on sprzedaje mi ten samochód w imieniu tej pani - właściwej właścicielki. Ponieważ była to operacja bankowa, to w tytule przelewu też odnotowałem ten fakt. Teraz kolejne ciekawostki - przed kilkoma dniami samochód został zatrzymany do kontroli policyjnej i w dowodzie nie było aktualnego przeglądu i pan musiał jechać do przeglądu i teraz przegląd jest do października 2016 r. To jeszcze nie wszystko - okazało się, że OC tego samochodu jest ważne jeszcze też do października 2016 r. Zatem - ileż oszczędności? Do tego - samochód jest naprawdę dobrze utrzymany, bo nawet Ewa nie marudziła. ... dobry tydzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz